Macie maszkarady kolejną moją tandetę. I dziękuję Wam za komentarze i za to, że wchodzicie tu i czytacie to COŚ. Jesteście wielcy!
Zastanawiam się jak długo będzie się ciągnąć to opowiadanie i wiecie co? Nie wiem... czasem mam ochotę rzucić to w cholerę, ale nie mogę.ENJOY
Chodziła
nerwowo po kuchni. Nie potrafiła się uspokoić, nie teraz, nie po tym jak się
dowiedziała o… ale to przecież nie musiała być prawda! Popatrzyła na telefon…
zastanawiała się przez chwilę, czy aby powinna przeszkadzać chłopcom w
nagrywaniu, przecież są w pracy! Podeszła do blatu. Z notesika wystukała numer,
który zapisał jej Kirk w razie, gdyby coś się działo, ale czy aby na pewno się
działo?
-Kirk – niepewnie przyłożyła
słuchawkę do ucha. Nie była do końca pewna, czy powinna w ten sposób go
poinformować, czy w ogóle powinna mu to mówić, nie była pewna niczego. –
przyjedziesz? – Ściszyła głos, który zaczął brzmieć jakoś dziwnie. Można w nim
było wyczuć strach… brzmiała zupełnie tak, jakby miała się zaraz rozryczeć.
-Kochanie, mówiłem ci, że będę
dopiero wieczorkiem, musisz wytrzymać.
-Ale… Kirk, ja cię proszę… musimy
pogadać…
-Słońce, chciałbym, ale nie mogę…
-Dobrze, rozumiem… - szepnęła i
odłożyła słuchawkę. Wytarła spływającą łzę po jej policzku, potem kolejną i
kolejną, aż w końcu dała za wygraną. Opadła na podłogę i podkurczyła nogi pod
samą brodę. W domu nie było nikogo. Natalie poszła do sklepu, a Kirk… Kirk
nagrywał kolejne piosenki na album. To, co teraz się z nią działo było nie do
opisania. W głowie tłoczyło się zbyt wiele myśli, żeby można je byłoby
opanować. Galopowały w kółko. Jedne krzyczały, że ma się zabić, inne że jest
głupią idiotką… było ich mnóstwo. Jeszcze niedawno radziła sobie z nimi,
zagłuszała je czymś, ale wtedy jej chłopak był obok i pomagał, teraz była zdana
tylko na siebie samą. Po omacku odnalazła gałkę od szuflady. Wysunęła ją i
wyciągnęła z niej nóż kuchenny. Przyglądała się jego ostrzu i zastanawiała się,
czy powinna to zrobić, czy naprawdę chce potem mieć przez to kłopoty i kolejne
wykłady na temat cięcia się. Była taka żałosna, chyba nie potrafiła już tego
robić. Rzuciła sztuciec daleko od siebie. To nie było rozwiązanie, to nie
pomoże, tylko pogorszy sprawę. Wiedziała, co powinna w takiej sytuacji zrobić.
Wybrała ponownie numer do studia. – Kirk, błagam cię! – krzyknęła, kiedy
usłyszała jego lekko wściekły głos, a ona szlochała i szlochała.
-Kochanie, co się dzieje?! – Zapytał
przerażony jej płaczem.
-Musisz przyjechać, ja tu zwariuję.
-Za chwilkę będę. – Rozłączył się.
Dziewczyna złapała się za głowę i krzyknęła głośno. Już od dawna nie była w
takim okropnym stanie.
Z
nerwów nie mógł trafić kluczem do zamka, co się później okazało – klucz nie był
potrzebny, bo drzwi były otwarte. Od razu wpadł do domu.
-Lulu?! Kochanie? – Krzyczał, ale
nie usłyszał odpowiedzi. Pobiegł najpierw do kuchni, bo była najbliżej. Znalazł
na podłodze tylko nóż, ale ani śladu krwi. Czyli chciała się pociąć, ale tego
nie zrobiła… bynajmniej nożem. W salonie też było pusto, nie przyszło mu do
głowy nawet, żeby zerkać do Natalie, nie było na to czasu. Szybko pokonał schody
i wbiegł do sypialni. Stanął na chwilkę jak wryty, kiedy ujrzał ten obraz: jego
dziewczyna ubrana w czarną sukienkę leżała na łóżku, nie ruszała się, nie był
pewien czy oddychała. Pognał do niej najszybciej jak mógł. Przyłożył ucho do
jej klatki piersiowej – serce biło, słabo, ale biło. Żyła! Na nocnym stoliku
dostrzegł dwa opakowania po tabletkach nasennych i pół flaszki wódki.
-Natalie! Natalie, kurwa dzwoń po
pogotowie! – Wydarł się na całe gardło. Próbował jeszcze ją ocucić jakoś, choć
nie łudził się, żeby jego oklepywanie policzków coś dało. Podniósł ostrożnie
jej drobne ciało i zniósł ją na dół. Ułożył ją na kanapie. Przybiegła
wystraszona dziewczyna.
-Kurwa, co jej się stało? – Klęknęła
przed nią i sama próbowała ją obudzić, ale bez żadnego większego skutku.
-Przestań kurwa ją szturchać! Nie
widzisz, że jest nieprzytomna, to nic kurwa nie da! Nałykała się pierdolonych
tabletek nasennych! – Spojrzał wściekle na Nat, nie widziała go jeszcze w takim
stanie. Wręcz mordował ją swoim spojrzeniem, jakby to jej była wina, że Lumen
się chciała zabić.
Lekarz
wyszedł z sali ze spuszczoną głową. Kirk wiedział, że coś jest nie tak,
przecież ona musi żyć! Wstał, a za nim zaspana Natalie, kiedy się zorientowała,
że podszedł do nich doktor.
-Lumen będzie żyć. Zrobiliśmy
wszystko, co w naszej mocy, ale… dziecka nie dało się uratować.
-Słucham??? – Chyba się przesłyszał.
– Przepraszam, jakiego dziecka? – Wytrzeszczył oczy, kiedy usłyszał odpowiedź
lekarza. Więc Lu była w ciąży… była, bo już nie jest… mógłby być ojcem. On,
Kirk Hammett jeszcze niedawno był ojcem! Czuł, jak mu łzy do oczu napływają,
jak spływają po policzkach, jak czuje ich słony smak w ustach. Stał tak
otępiały na środku korytarza, dopóki Nat nie złapała go za rękę. – Mogę ją
zobaczyć?
-Niestety pańska dziewczyna nie
życzyła sobie…
-Ale ja muszę!
-Kirk, daj jej odsapnąć. – Dziewczyna
pociągnęła go za dłoń do siebie i przytuliła chłopaka, który wtulił się w nią i
szlochał i nie mógł jakoś przestać. Nigdy nie zdarzyło mu się to, aby płakał,
no może jako mały chłopiec, ale tylko wtedy! Mężczyzna chyba nie powinien się
tak zachowywać, nie powinien ryczeć jak baba… ale ta sytuacja, to że mógł
stracić i ją… stracił dziecko, które pewnie było na razie tylko zlepem komórek,
bo nie było widać po Lumen, żeby była w ciąży... jego dziecko… czyżby na pewno
jego? Może jakiegoś innego faceta, może jego dziewczyna go zdradzała z kimś?
Pełno głupich myśli zaczynało krążyć mu po głowie. – Spróbuj się jakoś
uspokoić, co?
-Wiedziałaś, prawda?! Wiedziałaś, że
Lumen… że ona… była w ciąży!
-Nic nie wiedziałam, przysięgam!
Może podejrzewałam, ale nic nie wiedziałam.
-Czemu nic mi nie powiedziałaś?!
-Co miałam ci powiedzieć?
-No… dobra, nie ważne - machnął na
nią ręką i opadł na krzesło. – Kurwa, no! Nie mogę tak dłużej bezczynnie
siedzieć! – Wstał i chciał już wejść do sali, ale powstrzymała go Natalie.
-Przecież lekarz powiedział, że…
-Pierdolę tego lekarza! – Wyszarpnął
się z jej uścisku i wparował do środka. Chciał już coś powiedzieć, ale
zobaczył, że jego dziewczyna śpi skulona. Pewnie była cała wyczerpana tymi
wszystkimi zabiegami, albo po prostu zmęczona płakaniem. Podsunął sobie pod jej
łóżko krzesło i usiadł na nim. Wpatrywał się w nią i wpatrywał, a myśli znów
zaczynały go męczyć.
-Nie musisz tu siedzieć. – Usłyszał
jej cichy, łamiący się głosik.
-Kochanie… myślałem, że śpisz…
-Udawałam. – Pociągnęła nosem. –
Pewnie mnie teraz kurewsko nienawidzisz, co? – Chyba próbowała się zaśmiać, co
było nieadekwatne do sytuacji, w której oboje się znajdowali. Chciał coś
powiedzieć, ale ona go uprzedziła. – Pozwól, że odpowiem na wszystkie twoje
pytania teraz, a potem będziesz mógł już sobie pójść do domu i zacząć pakować
moje rzeczy.
-Jakie…
-Nie przerywaj mi! – Syknęła na
niego. – Tak, to było twoje dziecko, nie zdradziłam cię z nikim, ani nie byłam
zgwałcona przez nikogo… - przez myśl mu nawet nie przeszło to, że Lu mogłaby
być zgwałcona! – O co byś jeszcze chciał zapytać? – Powiedziała sama do siebie
i spojrzała w jego przerażone i czerwone od płaczu oczy. – Dowiedziałam się o
ciąży dziś rano, kiedy zorientowałam się, że spóźnia mi się okres o jakieś dwa
tygodnie… na początku pomyślałam sobie, że to przez stres czy inne gówno, a
potem przypomniałam sobie, że całkiem niedawno stawałam na wadze, więc
pobiegłam po głupi test ciążowy. Zadzwoniłam do ciebie, bo zaczęłam panikować,
nałykałam się tych proszków, a resztę już znasz…
-Luluś… - chciał ją pogłaskać po
głowie, ale odwróciła ją w przeciwną stronę.
-W skali od jeden do dziesięciu, jak
bardzo mnie teraz nienawidzisz? Za to, co zrobiłam? Za to, że chciałam się
zabić, a udało mi się tylko zabić NASZE, podkreślam, NASZE dziecko?!
-Kocham cię, nie ważne, co zrobisz,
zawsze cię będę kochać.
-Nie pierdol Kirk. Chyba jeszcze nie
załapałeś, zabiłam nasze dziecko!
-Najważniejsze, że ty żyjesz i…
-Miałeś mnie kurwa nienawidzić, a
ty… nie wierzę w to Kirk, do ciebie nadal nie dochodzi to, że jestem
morderczynią, że jestem pierdoloną suką, która chciała się zabić z powodu
zajścia w ciążę?!
-Gdybym wtedy nie pojechał do
studia, to nie doszłoby do tego kochanie. Nie nazywaj siebie w ten sposób,
ważne, że żyjesz, a dziecko… jest mi przykro z tego powodu, że je straciliśmy,
ale na tym świat się chyba nie kończy, co?
-Mój się skończył, nie chcę już z
tobą być. Nie chcę cię znać, nie chcę cię już widywać. Mam już dość tej zabawy
w dorosłość! Chcę nadal być ukochanym dzieckiem matki, ale nie mogę, bo ona nie
żyje! Chcę tyle rzeczy, a żadnej nie mogę mieć… chciałabym cofnąć czas, uwierz
mi, chciałabym to zrobić. Wtedy wszystko by się zmieniło, potoczyło inaczej…
już wtedy, w kuchni były te dobre myśli, że jakoś sobie poradzimy, już
wymyślałam imiona dla dziecka i nagle BACH! Wszystko prysło i zalałam się
płaczem. Przecież ja mam dopiero osiemnaście lat i jestem w ciąży, że pewnie ty
nie będziesz chciał tego dziecka, że pewnie każesz mi je usunąć czy coś, że
pewnie osądzisz mnie o jakaś zdradę czy gwałt czy cokolwiek innego… ale ono
naprawdę było twoje, przysięgam, jak matkę kochałam, było twoje.. – zalała się
łzami. Już sama nie wiedziała, co ma mu mówić, nie wiedziała, czego chciała.
Musiała mu powiedzieć, że go nie chce, żeby było mu łatwiej odejść, ale znała
go już z upartości, więc pewnie nic z tego. Bez niego u boku łatwiej byłoby
skończyć ze sobą – tak właśnie myślała i chciała, szczerze chciała skończyć ze
sobą, co już nie raz mu udowadniała. Ale jednak z drugiej strony, miała, dla
kogo żyć… miała, ale czy potrafiła dla niego żyć?
Kirk delikatnie i ostrożnie
pogłaskał ją po głowie, potem w nią pocałował. Doskonale wiedział, że nie może
zostawić jej teraz samej. Dziewczyna była w okropnym stanie. Nie tylko w
fizycznym, bo była strasznie blada, ale chodziło tu o psychikę. Niestety nie
potrafił wniknąć do jej umysłu i przeczytać, co się tam w jej głowie dzieje,
mógł tylko snuć domysły, że dziewczyna specjalnie gada takie głupoty, żeby się
od niej odsunął. Pewnie wtedy by ze sobą skończyła, jak on ją dobrze znał.
-Kirk, zostaw mnie, znajdź sobie
jakąś normalną laskę, załóżcie sobie rodzinę i bądź szczęśliwy.
-Jak mam być szczęśliwy z kimś innym
niż z tobą?
-Nie zasługuję na ciebie, Rujnuję ci
tylko życie, nie widzisz tego?
Wytarł
jej łzy z policzków i cmoknął ją w nos.
-Nie wygaduj już głupot. Lepiej się
prześpij, porozmawiamy później.
-Nie zasnę.
-Zaśniesz, już ci się oczka kochanie
zamykają.
-Oby to był koszmar. – Uśmiechnęła
się przelotnie i zamknęła oczy.
~*~
Kolejne
dwa tygodnie życia przesiedziała w szpitalu psychiatrycznym, na szczęście na
oddziale młodzieżowym. Czemu? Bo samobójcy trafiają na oddział. Zawsze mogła
się przecież wypisać, ale nie chciała. Miała ochotę jak najdłużej unikać Kirka,
bała się rozmów z nim, bała się na niego patrzeć, bała się po prostu z nim
przebywać. Zdawała sobie doskonale sprawę z tego, że jej życie teraz się
zmieni. Całe dnie spędzała w swoim łóżku na swojej sali, którą dzieliła z
jakimiś dwiema dziewczynami o dwa lata młodszymi. Ponownie w jej życiu pojawił
się epizod z psychiatrykiem. Traktowała ten pobyt raczej jako odpoczynek od
męczącej ją rzeczywistości. Przepisali tu nowe leki, które mają jej pomóc w
otwarciu się. Jakoś nie wierzyła w ich cudowną moc działania, ale nie zamierzała
ich nie brać. Na noc dostawała jeszcze środki nasenne, ale o lekkim działaniu.
Tak, skarżyła się na bezsenność. Nie, nie zbierała ich sobie gdzieś, żeby
ponownie przedawkować. Miała już dość życia, ale miała również dość popełniania
prób samobójczych. Chyba wolała się męczyć tu na ziemi, niż się zabić. Właśnie
o tym myślała przez całe dnie i jeszcze o dziecku, które tak całkiem niedawno
straciła przez swoją głupotę. A mogła być teraz w domu, z kochającym
chłopakiem, ze wspaniałą przyjaciółką i z największym skarbkiem – dzieckiem w
brzuszku. Takie obrazy często widywała w swojej głowie, co było nie do
zniesienia. Mówiła o tym lekarzowi, chyba posłuchał, bo zmienił lek i było już
lepiej, nie myślała o przykrościach. Dziwne jak medycyna poszła do przodu.
Ale
gdy wróciła do domu, koszmar powrócił. Na początku, tuż po przyjeździe do domu
było strasznie. Nie mogła nawet patrzeć na swoje odbicie w lustrze, a Kirk był
taki kochany, tak się starał, żeby żyło jej się łatwiej, Natalie tak samo. Byli
dla niej przemili, pomagali we wszystkim, a ona chyba nie do końca potrafiła
ich docenić. Całe dnie, tak jak w szpitalu, spędzała w swojej sypialni w łóżku.
Nie chciała nic jeść, nie chciała nic pić. Jedyny pokarm, jaki przyjmowała, to
jogurty naturalne, którymi na dodatek była karmiona przez Kirka. Przez gardło
jej nie przechodziły, ale starała się robić to dla niego. Z czasem jogurty
zmieniły się na owoce, a potem już szybko zleciało i zaczęła normalnie jeść,
mało, ale jadła! W tym czasie strasznie straciła na wadze. Bała się powtórnego
powrotu do szpitala, ale tym razem na anoreksję, co mogłoby wydawać się
niedorzeczne, ponieważ nie głodziła się specjalnie, po prostu nie odczuwała
wielkiego głodu.
Przez
pierwszy miesiąc było jej się trudno podnieść na nogi. Leki jeszcze tak dobrze
nie działały. Choć można było już dostrzec jakąś poprawę. Pojawiało się coraz
to mniej myśli o tamtym dniu, o którym nikt w domu nie mówił. Kirk był tak
miły, że pozwolił jej całymi dniami słuchać ich płyty, chociaż prawie wszyscy
domownicy, łącznie z kotem, mieli już dość. Nikt nic nie mówił, na wszystko jej
pozwalano, jak rozpieszczonemu dziecku. Każdy się bał naruszyć jej lepszy
humor. Chłopak specjalnie nawet zapraszał codziennie do domu cały zespół, żeby
rozśmieszał jego dziewczynę, całkiem nieźle to im wychodziło. Bał się ją
zostawić samą z Natalie, dlatego bywał całe dnie w domu i grał również próby w
domu, jedynie wychodził na zewnątrz po większe zakupy. Było całkiem miło
spędzać we dwoje wspólnie czas, nie tak jak kiedyś tylko wieczorami. Całe dnie
były ich. A czas płynął i płynął. Najlepiej było widać to po kocie, który rósł
w błyskawicznym tempie.
-Kirk – zaczęła nieśmiało – czy ja
ci się nadal podobam?
-Kochanie, głupie pytanie! Jasne, że
tak!
-To… czemu nie chcesz się ze mną kochać?
-Chcę… tylko widzisz, ja nie
chciałem na tobie wywierać jakiejkolwiek presji.
-Od trzech miesięcy się nie
kochaliśmy… może dziś to nadrobimy? – Uśmiechnęła się uroczo. Złapała go za
dłoń, którą ją obejmował w tali i przekręciła się na drugi bok, żeby go
widzieć. – Masz jeszcze ochotę?
-Kotek… nie wiem… nie za szybko?
Może czujesz, że na ciebie naciskam, nie musimy tego robić, jeśli nie chcesz.
-Kiedy ja chcę!
-Na pewno? – Martwił się, widziała
to po jego minie. Każdy normalny facet by się od razu zgodził, ale nie on. Kirk
wolał się wpierw upewnić, czy wszystko gra. Musiał przeanalizować ostatnie dni,
bo może rzeczywiście powiedział coś, albo zrobił, co mogło ją skłonić do
takiego myślenia – że musi uprawiać z nim seks. Położył się na boku i podparł się
na łokciu. Odgarnął z jej twarzy niesforne włosy i przejechał dłonią po jej
policzku. – Jakby coś się działo, to masz mi to zgłosić, dobrze?
-Dobrze tato! – Przewróciła oczami.
-To nie brzmiało zbyt seksownie,
wiesz kochanie? – Zaśmiał się, a blondynka przysunęła się do niego. Naprawdę od
dawna się nie kochali, nawet nie całowali, nie licząc pocałunków w policzek na
„dzień dobry” i „dobranoc”. Tak bardzo za nim tęskniła. Strasznie jej go
brakowało. Cholernie brakowało tej bliskości z nim, z najcudowniejszym
mężczyzną pod słońcem. Brakowało jej tego uczucia spełnienia. Delikatnie
musnęła jego usta, a potem bardzo szybko się potoczyło.
ooo, poprawiłaś mi nastrój nowym rozdziałem, uwielbiam Twoje opowiadanie!
OdpowiedzUsuńzastanawia mnie tylko jedna rzecz... czy Lumen w końcu przyzna się Kirkowi do tamtej zdrady tej nocy, podczas której poznała Natalie?
czekam na kolejne rozdziały <3
Śle tamten rozdział napisałam. To nie była część o Lumen tylko o Natalie, więc dziewczyna nikogo nie zdradziła ;)
UsuńSuper, że jest nowy rozdział! Dzień z Lumen to dobry dzień. Oby następna część była jak najszybciej.
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo za miłe słowa. Jak tak ładnie mnie prosicie o nowy rozdział, to może tuż po świętach dodam ;)
UsuńNo i gdzie jest ten obiecany rodział? ;.;
Usuń