Czy kontynuować dodawanie rozdziałów

14 marca 2013

Carolina drama 14

Możecie mnie zlinczować, wiem miałam dodać rozdział wczoraj najpóźniej, ale zbyt późno do domu wróciłam. Przedstawiam Wam kolejny zapychacz dziur, nie sprawdzałam błędów, bo miałam lenia.
Co o nim sądzicie?



            Brunetka chwyciła ją za rękę i pociągnęła ją do siebie. Podwinęła szybko rękaw i zakryła swoje usta dłonią.
-Lumen! Co to kurwa jest?!
-To… to nic takiego – odpowiedziała z zakłopotaniem. Jeszcze tego brakowało, żeby tłumaczyła się Natalie ze swoich czynów. Wystarczyło, że robiła to kilka minut temu Kirkowi. – Kot.
-Kot?! Proszę cię, nie okłamuj mnie! Kirk widział? – Ściszyła głos.
-On niczego nigdy nie pomija. – Westchnęła ciężko. – Od teraz pewnie będzie robić przegląd mojego ciała… codziennie, już to sobie wyobrażam. – Zaśmiała się.
-Ale co ci do łba strzeliło?! Myślałam, że wszystko jest w porządku. Przecież mogłaś ze mną pogadać, dobrze o tym wiesz…
-Dzięki Natalie, ale jak widzisz – wskazała na swoje rany – sama sobie świetnie radzę z problemami. Inaczej nie umiem. Nie potrafię tak po prostu przyjść i nawijać ci jak bardzo źle ze mną jest. Ledwo to robię przed Kirkiem, czuję się wtedy taka… naga… rozumiesz?
-Rozumiem, ale mimo wszystko chcę, abyś przychodziła wtedy do mnie, a nie sięgała po żyletkę.
-Jestem ci dozgonnie wdzięczna, ale…
-Nie Lu, nie ma żadnych „ale”, bo będę cię monitorować na każdym kroku i wcale z tym nie żartuję!
-Przestańcie się kurwa mać tak o mnie troszczyć! Nie jestem małym dzieckiem!
-Może i nie jesteś małym dzieckiem, ale się tak zachowujesz – przyszedł do kuchni Kirk i oparł się ramieniem o framugę. Odpalił sobie papierosa i przyglądał się swojej dziewczynie, która robiła się czerwona ze złości. Podszedł do niej i ją przytulił do siebie, ta oczywiście próbowała się wyrwać, ale w końcu ustąpiła i objęła go rękoma w pasie. – Kochanie, my po prostu się martwimy… nie chcę, żeby ta całą historia się powtórzyła, rozumiesz?
-Tak, tak, ale… i tak będziecie robić, co chcecie.
-Będziemy cię pilnować i tyle. – Ucałował ją w czoło. – A teraz spadam. Może wpadniecie wieczorkiem na próbę, może coś wypijemy?
-Nie dzięki… James – odpowiedziała Natalie.
-Przestań, nie będziesz chyba wiecznie go unikać!
-Właśnie zamierzam to zrobić. Nie mogę tak po prostu…
-Idziecie i koniec.. Znajdziemy ci tam kogoś… chociaż na noc… seks ci się przyda, mam rację?
-Kirk! Przestań tak do niej mówić!
-Kochanie, wrzuć na luz, dobra trzymajcie się, bo już jestem spóźniony. – Pocałował namiętnie swoją dziewczynę i wyszedł pospiesznie z domu.


~*~


            Nie wiedziała, czemu Kirkowi zależało aż tak bardzo na jej edukacji. Nie szło jej w szkole jakoś wybitnie źle, ale dobrze też nie. Miała na koncie parę zagrożeń, ale nie przejmowała się tym zbytnio. Zawsze mogła skończyć z miotłą w ręku, albo żyć na ulicy. Raczej łudziła się, że do końca życia będzie utrzymywana przez swojego faceta. Ewentualnie znajdzie sobie jakąś dorywczą pracę. Raczej widziała siebie w domu, przy dziecku, gotującą i sprzątającą.
-Panno Davis, mogłaby się pani skupić na lekcji! – Warknął na nią, już nie po raz pierwszy, pan Harris. – Jeszcze raz, a wyląduje pani u dyrektora!
-Przepraszam – burknęła pod nosem. Zawsze to mówią „bo wylądujesz na dywaniku”, a nigdy praktycznie się nie stosują do swoich słów. Dziś nie była wstanie się na niczym skupić, była zdekoncentrowana, nawet nie wiedziała, czemu. Powracały chyba czarne myśli. Miała ochotę się zabić, ale przecież nie mogła zrobić by tego Kirkowi, którego szczerze kochała i starała się dla niego żyć. Nie mówiła mu o myślach samobójczych, bo nie chciała go martwić. Przy nim jeszcze, jako tako funkcjonowała, ale na przykład w szkole nie potrafiła siedzieć i słuchać pieprzenia nauczyciela przez prawie godzinę. Zdarzało jej się, że łzy kręciły jej się w oku, kiedy rozpamiętywała radosne chwile z matką. To było naprawdę dobijające, bo chyba jeszcze nie do końca zdawała sobie sprawę z tego, że owa kobieta nie żyje. Ciągle wydawało jej się, ze to tylko chwilowe, że niedługo wróci do niej i będą żyć we dwie razem – tak jak kiedyś. Bardzo by chciała cofnąć czas i przeżyć to wszystko wspólnie z nią jeszcze raz, po raz kolejny i jeszcze raz i jeszcze raz. W ojcu nie miała oparcia, nawet nie chciała znać tego człowieka. Cieszyła się, że dostał w ryj od Kirka, należało mu się. Ona zawsze bała się tego zrobić, a ukochany zrobił to bez najmniejszego zawahania.
            Po nocach prawie też nie spała. Śniły jej się same złe rzeczy. Bała się zasnąć. Wtulała się w Kirka najmocniej jak potrafiła, ale to i tak niewiele dawało. To ciągle wracało i wracało. Przykre rzeczy, wygrzebane z najciemniejszych zakątków jej umysłu. Te bolesne wspomnienia, czuła jak blizny pulsują, to było niemożliwe, ale miała akie wrażenie. Patrzyła na nie i nie mogła uwierzyć w to, że to zrobiła. Pamiętała, czemu zadawała sobie ból, czemu każda z nich powstała. Pamiętała to doskonale. Pamiętała, w jakim stanie wtedy była, jak bardzo było z nią źle, jak bardzo nie potrafiła sobie pomóc, jak nie miała z kim o tym pogadać. Aż do momentu, w którym w jej życiu pojawił się Ktoś, kto zwrócił na nią większą uwagę. Ktoś, komu zaufała i powiedziała o wszystkim, Ktoś kto jej wysłuchiwał, kto owijał rękę bandażem, kiedy była taka potrzeba.  Ktoś kto najpierw pojawiał się w jej wyobraźni, Ktoś kto podtrzymywał kiedy upadała, Ktoś kto ją bez opamiętania kochał… tak to był cały Kirk. Miała tylko nadzieję, że go nigdy nie straci, bo tego by nie przeżyła. Za bardzo by ją w środku bolało. Nie dałaby sobie rady sama pozostawiona samej sobie. Bała się samej siebie, tego, co mogłaby sobie zrobić. Powiesiłaby się, albo skoczyła z mostu… to by było jedyne rozwiązanie, żeby uporać się z rozpierdalajacym od środka ogromnym bólem.
-Kirk, co ty tu robisz?! – Była bardzo mile zaskoczona, kiedy wyszła ze szkoły, a ten po prostu stał przed głównym wejściem.
-A wiesz kochanie, czekam na taką jedną dziewczynę. – Ucałował ją w czoło i objął ramieniem.
-Zdrajca. – sprzedała mu kukśtańca w żebra i zaśmiała się. - Gdzie Natalie, chyba nie zostawiłeś jej samej w domu?!
-Spokojnie, przecież nic się jej samej nie stanie.
-Zaraz ci przygrzeję mocniej!
-Oj dobra, dobra, ale nie musisz się tak nią przejmować, jest tylko o rok młodsza od ciebie. Poza tym świetnie sobie radzi.
-To moja przyjaciółka. Mam prawdo się o nią martwić, a ty jeszcze zostawiłeś ją samą!
-Kot ją obroni. Ten mały skurczybyk jest taki bojowy, że… nie rób takich min! Przecież sobie we dwoje dadzą radę!
-Jeżeli coś jej się stanie, to nie wybaczę ci tego!
-Mogłabyś się o mnie też tak martwić.
-Ty jesteś facetem!
-To co z tego, słodko by było, gdybyś czasem się o mnie martwiła.
-Przecież się martwię o ciebie kochanie. – Rozczochrała jego grzywkę i pocałowała go w usta. – Cholernie się martwię.
-Ja o ciebie też Lulu.
-Kochasz mnie?
-Najmocniej na świecie.
-Ja ciebie tak samo mocno.


~*~



-Laleczko – klepnął ją lekko w pośladek i złapał za niego. Przysunął się bliżej niej i objął ją od tyłu. Włożył dłonie pod jej koszulkę – ślicznie wyglądasz.
-Kirk, nie gadaj jak seryjny gwałciciel. – Zaśmiała się i kontynuowała nakładanie pudru na twarz.
-Nie chciałbym być seryjnym gwałcicielem. Wolałbym, żebyś oddawała się dobrowolnie, ale jeśli będę musiał użyć siły, to…
-Błagam cię! Nie mów tak. To nie brzmi zbyt seksownie.
-No dobra… to co powiesz na to, żebyśmy wyszli jakieś pół godzinki później?
-A co zamierzasz robić przez te pół godziny?
-Seksownie wyglądasz żabko i pomyślałem…
-Czy ty właśnie zaczynasz się podniecać? – Odwróciła się do niego przodem z szeroko otwartymi oczami.
-Już dawno to zrobiłem. – Odgarnął jej włosy z twarzy i pocałował ją namiętnie, a raczej na siłę wepchnął język do jej buzi. Chciał ściągnąć jej koszulkę, ale dziewczyna przytrzymała jego ręce na swoich biodrach.
-Nie, Kirk nie możemy tak po prostu się spóźnić na próbę. Doskonale wiesz, że nienawidzę się spóźniać i…
-Dobra, dobra! – Podniósł ręce w poddającym się geście. – Jak sobie chcesz. Jeżeli moja próba jest ważniejsza od takiego przystojniaka jak ja, to ok. Zbieraj się. – Po prostu wyszedł i zostawił ją samą. Chyba się obraził, albo się po prostu zdenerwował, ale czym? Tym, że dziewczyna nie chciała mu się oddać, bo byli umówieni? Głupi powód. Przecież będzie ją miał wieczorem. Parę godzin czekania nie zrobi mu dużej różnicy. Co mu by było po szybkim numerku poza zadowoleniem? Czy nie wolałby namiętnego seksu? To chyba byłoby znacznie lepsze od ekspresowego seksu. Nigdy nie pojmie chorej logiki faceta. Czemu oni nie myślą mózgiem tylko fiutem? – Pospiesz się tylko! – Usłyszała jego krzyk. Poprawiła jeszcze włosy i była gotowa do wyjścia. Na takie okazje nie musiała się zbytnio szykować. Ubrała tylko swoją starą, podartą i spraną koszulkę z Sex Pistols, stare potargane jeansy z dziurami na kolanach, a do tego czarny jak smoła makijaż. Kirk bardzo nie lubił, kiedy się tak mocno malowała, wolał ją taką, jaka była o poranku naturalną bez żadnych „upiększaczy”.
-Kirk, pożyczysz mi tylko swoją koszulę? – Poszła do sypialni i zaczęła wybierać sobie jakąś z kirkowej szafy.
-A nie masz swoich? – Kirk oparł się o framugę i patrzył na nią.
-Czyli nie mogę?
-Bierz jaką tylko chcesz.
-Jesteś zły?
-Nie, skądże, skąd ten pomysł?
-Przecież widzę. – Wyciągnęła flanelową czerwoną w czarną kratę i założyła na siebie. Podeszła do swojego chłopaka i pogłaskała go po policzku. – Nie złość się na mnie. Przecież dziś się pokochamy, jak wrócimy. Zrobię wszystko, co będziesz chciał.
-Nie chodzi o seks… po prostu… chyba nie mam ochoty tam iść. Ostatnio tak zapierdalamy z tym wszystkim, sama z resztą zauważyłaś, że wracam cholernie późno, nie mam dla ciebie czasu, a dziś nadarza się okazja na pobycie razem, a ty wolisz ich ode mnie.
-Kochanie, głuptasku ty mój, jasne, że wolę ciebie, ale skoro powiedziałeś, że przyjdziemy, to…
-Zawsze to można odwołać.
-Dawno nie widziałam tych debili, pobędziemy tam godzinkę i wrócimy. Obiecuję. – Cmoknęła go delikatnie w usta. – Obiecuję – szepnęła i oparła głowę o jego klatkę piersiową. Chłopak objął ją ramieniem i przycisnął do siebie.
-Zbierajmy się, idź po Natalie, a ja pójdę odpalić samochód.
-Zero romantyczności w tobie.
-Po prostu nie chcę, żebyś rzygała tęczą.
-Jakiś ty troskliwy. – Pocałowała go w policzek i odkleiła się od niego.
-Chcę dla ciebie jak najlepiej. Zmykaj już. – Klepnął ją w tyłek i prawie wypchnął za drzwi. Lumen zbiegła po schodach i zatrzymała się dopiero w pokoju Natalie. Zagwizdała na jej widok. Brunetka była ubrana w skąpą sukienkę z bardzo dużym dekoltem.
-Proszę, proszę… kogo zamierzasz upolować na noc?
-Chcę, żeby James zobaczył, co stracił. A poza tym…  masz rację, chcę kogoś poderwać, na jego oczach najlepiej! Niech skurwiel pocierpi! – Jej humor raptownie się zmienił. Najpierw była wesoła, a nagle zrobiła się wściekła, kiedy tylko wspomniała o Jamesie. Widać, że jeszcze jej nie przeszło, w sumie nic dziwnego, każda kobieta na jej miejscu nadal byłaby wkurwiona.
-Zła kobieta z ciebie. – Zachichotała. – A teraz chodź, pokaż, jakim seksownym kociakiem jesteś!


~*~


-Kirk o ile pamiętam, to byliśmy zaproszeni na próbę zespołu – szepnęła Lumen, kiedy dotarli na miejsce. W salonie było pełno osób, ledwo było miejsca, żeby się jakkolwiek ruszyć. Wszyscy stali i gadali ze sobą. Niektórzy tańczyli, całowali się, generalnie robili wszystko, co robi się na imprezach.
-Kurwa, mówiłem, żeby zostać. Niech ja tylko dorwę Larsa! – Syknął wkurwiony Kirk i ścisnął mocniej rękę swojej dziewczyny.
-Oooo jesteście już! - Podszedł do nich lekko wstawiony Cliff, który ich obcałował i uściskał na powitanie. – O nie, tego sobie nie podaruję. – Uśmiechnął się uroczo do Natalie i zerknął w jej dekolt, bez żadnego pardonu. – Co ja tu ślicznego widzę.
-Zboczeniec!
-Maleńka, sama się w to ubrałaś, a ja jestem tyyyylko facetem. Na szczęście facetem, bo musiałby dla ciebie zostać lesbą. Mam nadzieję, że nikogo nie masz, bo chcę się tobą w ten wieczór zaopiekować.
-Nie mam nikogo Cliff, ale za to ty masz…
-O kurwa… zostawiłem Corinne z bandą napaleńców! – I już go nie było.


-To dla mnie kochanie? – Lars zmierzył Natalie wzrokiem i szeroko się uśmiechnął. Podszedł do niej lekko chwiejnym krokiem. Przytulił ją do siebie i sprzedał jej ogromnego całusa w policzek. Spojrzał na nią i ponownie ją zlustrował. – Kurwa, ale mam na ciebie ochotę maleńka.
-Larsiku mój kochany, nie jestem dla ciebie – przeczesała jego włosy i przytuliła smutnego perkusistę do siebie.


~*~


            Przyszła! Nie sądził, że to zrobi. Czemu nie posłuchał swojego sumienia, które nakazywało mu pozostać w domu przed telewizorem z piwskiem w ręku? To byłoby piękniejsze i mniej bolesne dla niego. Jeszcze musiał, znaczy się nie musiał, ale nie potrafił oderwać od nie wzroku, na nią patrzeć, jak mizia się z jakimś obcym dla niej facetem. Taki pierwszym lepszym wyciągniętym z pośród tłumu pijanych ludzi. Usiadł sobie wygodnie na kanapie z flaszką wódki, z jego najlepszą przyjaciółką. Dziś zamierzał się uchlać do upadłego. Sądził, że to będzie taka dziewczyna, jak tamte, nic nieznacząca, Okazało się zupełnie odwrotnie. Znaczyła coś dla niego, nawet można by było rzec, że bardzo dużo. Miłość? A może zwykłe zauroczenie? Cholera, jak to nazwać? Nigdy nie czuł tego do żadnej osoby. Tęsknił za nią, za jej śmiechem, płaczem, za ciałem, za wszystkim, za całą nią. Od tamtego czasu nie było żadnej innej dziewczyny. Wszystkie zalecające się cizie były mu obojętne, te brzydkie, te ładne, wszystkie, żadna się nie liczyła tak jak ona, tak jak Natalie. Śnił o niej, myślał o niej cały czas, była obecna w jego głowie bez ustanku. Czasem wyobrażał sobie, że nadal z nim jest, że leży obok, że tuli ją do siebie. Zachowywał się jak głupia baba, a nie twardy jak skała facet, którym powinien być. A teraz? Stała prawie, że przed nim, jego ukochana, w czerwonej sukience, którą kusiła mężczyzn. Była taką piękna i nieświadoma tego, że James ma ochotę rozpierdolić każdego, kto się do niej tylko odezwie. Powinna być jego, a nie jakiegoś tam pana iksa. Strasznie był ciekawy ilu już po nim zdążyła zaliczyć… z resztą czy to ważne? Ważne kurwa, ważne, bo ona powinna być jego, ale kurwa musiał nawalić…
-Przecież nawet go nie zna! – Mruknął sam do siebie i pociągnął z gwinta. Przypatrywał się jak Nalie całuje się z jakimś typem. Nie mógł tego wytrzymać. Wstał i podszedł do nich, a raczej przedarł się przez tłum. Popukał dziewczynę w ramię i czekał aż się odwróci. „Boże, jaka ona piękna…” – Możemy pogadać?
-Dla ciebie kochanieńki nie mam czasu. – Uśmiechnęła się przelotnie i powróciła do obściskiwania się z jakimś chłopaczkiem.
-Proszę cię. Tylko mnie wysłuchaj, dam ci później spokój na zawsze, obiecuję.
-Nie wiem ile jest twoje słowo warte.
-Na pewno nie gówno warte – zaśmiał się nerwowo. – To może… na zewnątrz, wiem, że zimno i że….
-Chodźmy. – Nie pozwoliła mu się męczyć. Przepuściła przed sobą Jamesa, żeby robił za tarana, bo ona była dość drobna i mogłaby się uszkodzić.
-Trzymaj. – Ściągnął swoją koszulę i podał jej, żeby nie było jej zimno w tej kreacji.
-Nie chcę. – Odpowiada nadąsana i odwraca głowę w przeciwną stronę.
-Nie wygłupiaj się, trzęsiesz się z zimna. Nie chcę, żebyś była chora.
-Oh, nagle się taki troskliwy zrobiłeś?! Lepiej mów, co masz do powiedzenia, nie przedłużajmy tego.
-Chodzi o to, że WTEDY – podkreślił to słowo – źle się wyraziłem. W domu wszystko przemyślałem. Kocham was po prostu obie i…
-Dobra, nie pierdol już. Odpuść, nie wybaczę ci tego i tak.
-Wysłuchaj mnie tylko – złapał ją za nadgarstek, kiedy chciała wejść z powrotem do środka – kocham cię i kocham ją, ale kocham ją w inny sposób… kocham ją bardziej jak młodszą, głupszą siostrę niżeli kobietę swojego życia… a ciebie… ciebie kocham jak kobietę życia. Wiem, to brzmi absurdalnie, znamy się niezbyt długo, ale czuję coś do ciebie i to chyba jest miłość…
-Nie pierdol głupot. – Wyrwała się i wróciła do środka.

5 komentarzy:

  1. Genialnie piszesz! Nie mogę się doczekać dalszych rozdziałów :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowne opowiadanie!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudo, cudo, cudo! Kocham Twoje opowiadania!

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy mogę liczyć na nową notkę?

    OdpowiedzUsuń