Wiem, wiem nawaliłam. Rozdział miał się pojawić w środku tygodnia, ale ze względu na naukę tak się nie stało, wybaczcie.
Nie wiem kiedy następny się pojawi, bo mam cholernie dużo zaliczeń w tym tygodniu...
Za błędy wybaczcie
-Boże! Nigdy więcej nie rób tego,
kiedy mam nóż w ręku! – Dziewczyna zaśmiała się i poluźniła uścisk mężczyzny,
który czule obejmował ją w tali. Wyjął ostrożnie ostrze z jej dłoni i zaczął
całować jej szyję. Wsunął ręce pod jej koszulkę i wędrował nimi do góry. –
Panie Kirku! Pan się chyba zagalopowuje za bardzo.
-Nie potrafię trzymać rąk przy
sobie, jest pani na to za ładna.
-Kirk… daj mi zrobić do końca to
pieprzone śniadanie.
-Widzę cię właśnie tu, na tym
blacie, nagą ze mną pomiędzy twoimi nogami.
-Jesteś zboczony! Poza tym, nie
jesteśmy sami w domu, bo gdybyśmy byli, to bym się MOŻE zgodziła.
-Natalie jeszcze śpi.
-Nie śpię! – Weszła zaspana
dziewczyna w samych majtkach i obcisłej koszulce. – Ale mogę wyjść, a ty ją w
tym czasie przelecisz.
-Ok., to dobry pomysł. – Wyszczerzył
się chłopak.
-Nie! – Zaprotestowała dziewczyna. –
Lepiej mi pomóż. Albo najpierw się ubierz, a nie świecisz tu tyłkiem!
-Przeszkadza ci to?
-Bo jeszcze mojemu chłopakowi stanie
i…
-Mi staje tylko na twój widok
słońce.
-Czy my od rana musimy gadać o
zboczonych rzeczach?
-Jasne, że tak! – Odpowiedzieli
chórem.
-Ja tu z wami nie wytrzymam
psychicznie!
-Już tak jęczysz od dawna, jakoś
trzymasz się świetnie!
-Zrzęda z niej mała, ale kochana. –
Pocałował ją w policzek.
-Nie jestem mała!
-Skrzacie…
-Bo sam sobie będzie w nocy…
-Dobra, cofam to kochany
wielkoludzie.
I
dostał za to lekko w łeb. Może na przyszłość sobie zapamięta, żeby nie wyzywać
dziewczyny, która ma obsesję na punkcie swojego wzrostu. Nie była jakoś
wybitnie niska, ale wysoka też nie. Lumen podeszła do lodówki. Otworzyła ją i
zaczęła przeglądać jej zawartość.
-Trzeba by było pójść na jakieś
zakupy. Właściwie to nie ma nic do kanapek, to ja skoczę do sklepu, a po
południu skoczymy na jakieś większe zakupy.
-Ja mogę pójść do sklepu! –
Zdeklarowała się Natalie. – A wy w tym czasie się wymiziacie.
-Jesteś prawie naga, to mi zajmie
chwilkę. Przecież to niedaleko!
Założyła
buty i wrzuciła na swój grzbiet kurtkę. Wyszła na zewnątrz. Tu było mniej
przyjaźnie niż w środku. Dziś musiało być sporo na minusie. Wróciła się do
środka.
-I co, jednak będziemy głodować? –
Zadrwił Kirk.
-Zapomniałam czapki i szalika!
-Może jednak pójść z tobą na wypadek,
gdyby wilki jakieś były czy coś?
-Nie wkurwiaj!
W
jej głowie zaczęły znów powstawać dziwne obrazy. Wyobrażała sobie, co Natalie –
dziewczyna, która nie ma chłopaka, zaleca się do jej Kirka! Co za chora
wyobraźnia. Oczywiście tak mogłoby być, ale to nic pewnego. Hammettowi ufała,
ale jej nie do końca. Może sytuacja byłaby inna, gdyby kogoś jednak miała. „Lumen, przestań!” Doskonale wiedziała, że pod jej
nieobecność nic się nie stanie, ale mimo wszystko czuła jakieś obawy. Półnaga
dziewczyna i napalony mężczyzna, każdy by wiedział, jak to się mogłoby
skończyć. A przecież wyszła tylko na chwileczkę! Może jednak nic nie zajdzie,
będą pić herbatkę i wesoło gaworzyć. Byłoby nadal pięknie i kolorowo, gdyby jej
się nogi nie poplątały i gdyby się nie wywaliła na ziemię. Zakupy się wysypały
z siatek na chodnik, a ona szybko się podniosła.
-No pięknie! Kurwa no!
Wstała
i pozbierała wysypane produkty. Usłyszała ciche miauknięcie. Jaj uwagę przykuła
para oczek gapiących się na nią spod ławki. Kucnęła i przybliżyła się, nie
chciała przestraszyć Bożego stworzenia. Wyciągnęła rękę i czekała, aż kotek sam
do niej podejdzie. Tak jak się spodziewała, był strasznie młody, wychudzony i
miał zaropiałe oczy, ale z drugiej strony był taki słodki i rozczulający.
Pogłaskała go po główce. Mógł mieć z jakiś miesiąc… może ciut więcej.
-Gdzie twoja mama? - Jakby jeszcze
potrafił mówić.
I
bez chwili wahania skitrała kotka pod kurtkę, aby było mu cieplej i zabrała go
ze sobą. Droga nie była daleka, zaledwie paręnaście metrów, ale było cholernie
zimno, a nowy domownik wiercił się. Zastanawiała się, jaka będzie reakcja jej
przyjaciółki no i rzecz jasna Kirka. Nawet nie była pewna czy któreś z nich
mogłoby być uczulone na sierść zwierząt. Nie przejmowała się w tej chwili
obecnej takimi drobiazgami. Ważne było to, że miała nowe zwierzątko i że będzie
miała kim się zająć.
Drzwi
były otwarte, a przecież je zamykała za sobą na klucz. To by mogło oznaczać
tylko jedno: albo Kirk wybył, co było bardziej prawdopodobne, albo Natalie gdzieś
wyszła.
-Jest tu kto? – Zamknęła skrzydło
drzwiowe, odstawiła zakupy na ziemię i rozpięła kurtkę.
-Ja jestem! – Usłyszała Natalie.
-A Kirk?
-Pilnie wezwany na jakąś próbę czy
inne gówno. – Przyszła i stanęła jak wmurowana, kiedy zobaczyła swoją współlokatorkę
z jakimś kłębkiem czegoś w rękach. – Co to za kupa sierści?
-To Cinna, prawda że ładna… albo
ładny?
-Nadałaś już temu CZEMUŚ imię?
-To COŚ to kot i tak, nadałam mu
imię! Nie bądź dla niego nie miła! Od dziś będzie z nami mieszkać.
-Jeszcze kota nam tu brakowało!
-A może miałam go zostawić na
dworze, gdzie jest kurewsko zimno i żeby sobie tam właśnie zdechł?! – Lumen nie
wytrzymuje i zaczyna podnosić coraz bardziej głos. Wkurza się na Natalie nie na
żarty. Nie rozumie, czemu dziewczyna żywi niechęć do tak przeuroczego
zwierzęcia. Ten kotek przecież nic takiego jej nie zrobił, nawet na nią nie
spojrzał. No może tylko troszkę miałczał, jak to kot, ale nic poza tym!
-Dobra, dobra, ale ja się nim
zajmować nie będę, nawet nie dotknę tego sierściucha!
-Nie ma sprawy, to mój kot i ja będę
dla niego matką. Prawda kochanie? – Podniosła kotka na wysokość swojej głowy i
pocałowała go w nosek.
-Ohyda! – Skrzywiła się brunetka.
-Jest uroczy… i kochany.
-Idź go lepiej umyj, bo pewnie pchły
ma, jebany pchlarz!
~*~
Przekręcił po cichu klucz w zamku
– nie chciał obudzić niepotrzebnie obu, pewnie już śpiących dziewczyn. Odwiesił
swoją kurtkę na wieszak i ściągnął glany. Ustawił je tuż obok butów Lumen, bo
nie chciał po pierwsze robić bałaganu, a po drugie porannej kłótni spowodowanej
tym, że nie odstawił ich na miejsce. Poszedł jeszcze tylko do kuchni napić się
wody, bo strasznie go suszyło – przewidywał porannego kaca po takim piciu.
Swoją gitarę zostawił u Larsa, to też nie musiał schodzić do piwnicy, gdzie
trzymał cały swój sprzęt. Poszedł od razu na górę. Luknął tylko, czy jego
dziewczyna jest w sypialni – była, czyli wszystko grało. Wziął szybki, ciepły
prysznic, który zmył z niego zapach fajek i piwska. Umył jeszcze tylko zęby i
powrócił do swej ukochanej w samych bokserkach. Ostrożnie uniósł kołdrę i
położył się. Usłyszała głośny, przeraźliwy koci pisk. Szybko poderwał się jak
oparzony.
-Kurwa! – Krzyknął, kiedy zobaczył,
że w miejscu, na którym chciał się ułożyć już ktoś leżał.
-Czego się tak drzesz? Ochujałeś?!
Obudziłeś mnie!
-Lumen, co w naszym łóżku robi ten
sierściuch?!
-A… no bo widzisz… - powoli usiadła
i uśmiechnęła się do niego. Wzięła kotka na ręce i ucałowała go w pyszczek –
znalazłam go na dworze i pomyślałam, że…
-Lu, to zły pomysł. Nie możemy mieć kota.
-Jesteś uczulony? – Spojrzała na
niego ze smutkiem w oczach, sama teraz wyglądała jak zabiedzone kocię.
-Nie, ale…
-Proszę… nadałam mu nawet imię –
Cinna… uroczy jest, zostawmy go, bo nie mam serca wyrzucać go na taki ziąb.
Jest jeszcze malutki, będę się nim zajmować i w ogóle robić z nim wszystko.
Prooooszę, zgódź się!
-I tak pewnie skończy się tak, jak
zwykle, czyli ja się będę musiał nim zajmować.
-Przysięgam, że nie!
-Ale mam jeden warunek.
-Jaki?
-Kot nie ma wstępu do naszej
sypialni.
-Czemu? Ale on jest taki malutki…
-Kochanie, to nasza sypialnia, takie
intymne miejsce i nikt poza nami nie powinien mieć tu wstępu.
-Ale to tylko kot.
-To AŻ kot. Chcesz, żeby się gapił
jak się będziemy kochać? Mnie osobiście będzie to wkurwiało. Nie mówię, że go
nie chcę, mnie nie będzie przeszkadzać, ale chociaż zgódź się, żeby sypialnia
była tylko nasza, bez żadnego zwierzyńca. Jutro zrobisz mu gdzieś posłanie i
niech tam sobie śpi, a naszą świętość niech zostawi w spokoju. – Pogłaskał
kociaka po główce. – Ale niech dziś jeszcze zostanie. – Znów się położył.
Pocałował dziewczynę w policzek a potem namiętnie i długo w usta. Dziwnie było
się całować przy kimś, kto non stop się na ciebie gapi i jeszcze miauczy. –
Proszę cię, odłóż go na ziemię, bo mam ochotę na coś z tobą… - momentalnie
kotek znalazł się poza łóżkiem. Kirk klęknął nad dziewczyną i wsunął powolutku
ręce pod jego… tak jego koszulkę, którą miała na sobie.
-Kirk, to zły pomysł.
-Czemu? Chyba lubisz uprawiać ze mną
seks…
-Kocham to z tobą robić, ale jestem
padnięta po zajmowaniu się tym pchlarzem i sprzątaniem i…
-No widzisz, on już cię mi zabiera!
-To nie tak… kochanie nie obrażaj
się.
-Chociaż daj mi buziaczka na
przeprosiny.
Położył
się obok niej i czekał na jej ruch. Dziewczyna podparła się na łokciu i wpiła
się w jego usta. Objęła jego policzek dłonią i pogłębiała pocałunek. Po jakimś
czasie trzeba było złapać oddech, ale Kirk nie pozwalał jej na to, był zbytnio
napalony na swoją dziewczynę, która pięknie prezentowała się bez makijażu i
innego zbędnego badziewia. Ponownie włożył rękę pod koszulkę, ale tym razem
zostawił ją na plecach, nie dążył nią do jej piersi.
-Kocham cię najmocniej na świecie –
pocałował ją w czoło i przyciągnął ją bardziej do siebie – a teraz moja
dziewczyno śpij.
~*~
Wracał
do domu o późnych godzinach. Nie chciał się z tego tłumaczyć, nawet kiedy
krzyczała, zalewała się łzami i błagała. Nie zaprzeczał nawet wtedy, kiedy
pytała czy ma jakąś inną kobietę, czy mężczyznę. Nie mówił praktycznie nic.
Wchodził do domu, szybki prysznic i od razu kładł się spać. Śmierdziało zawsze,
ale to zawsze, od niego alkoholem i papierosami, jakby nie wiadomo gdzie się
włóczył. Raz wyczuła od niego damskie perfumy, raczej się nimi nie psikał, a
one nie należały do Lumen. Nie wszczynała o to żadnej kłótni, tylko płakała po
nocach, w samotności. Czuła, że to wielkie uczucie, jakie ich wiązało ze sobą,
przemija, tak jak przemijało już wszystko w jej życiu. Trzymał ich razem tylko
wspólny dom i wspólne łóżko, chociaż zawsze któreś mogło zagościć na kanapie.
Nawet nie rozmawiała o tym z Natalie, choć ta pewnie podejrzewała, że coś jest
z nimi nie tak. Już nie było czułych pocałunku, objęć, seksu, nie było niczego.
Pozostały tylko chłodne uczucia. Zwykłe „dzień dobry” i” dobranoc”. Tak bardzo
tęskniła za swoim Kirkiem, za tym ciepłym facetem, który okazywał tyle uczuć,
zawsze, zawsze je okazywał, a teraz… zapomniał o niej? Przecież leżała tuż
obok, zawsze była przy nim, a ten nawet jej do siebie nie przytulił.
Wystarczyłoby, żeby zarzucił na nią swoją rękę, byłaby wtedy w siódmym niebie.
Może był zbyt zmęczony i zbyt pijany, żeby to zrobić. Zastanawiała się czy
chociaż jeszcze o niej pamiętał, czy pamiętał o jej istnieniu? Nie łudziła się
nawet na to, że relacje między nimi się naprawią. Może przejdą na zwykłą
przyjaźń i każde pójdzie w własną stronę. Tak bardzo pragnęła, żeby wszystko
było po staremu. Oddała by wszystko, żeby choć jeden dzień wyglądał tak jak
kiedyś, czyli całkiem niedawno. Zaledwie dwa tygodnie temu byli taką słodką
parą, że aż rzygać się chciało na ich widok. Już nie wiedziała, co ma ze sobą
zrobić, co zrobić, żeby przykuć jego uwagę. Próbowała wszystkiego, Ubierała się
dość wyzywająco i seksownie – to nie działało, nie przynosiło żadnego efektu.
Już nie raz miała ochotę skrzywdzić siebie, tak to by było jakieś rozwiązanie.
Po co ona na tym świecie jeszcze jest? Przecież NIC już dla niego nie znaczy,
to po co… dla kogo miałaby żyć? Nic nie miało głębszego sensu i znaczenia. Znów
czuła tę pustkę, którą niegdyś wypełniał Kirk. Zaraz… jakie niegdyś? Zaledwie
kilkanaście dni temu. Co się stało kurwa przez ten czas? Może jest na nią
obrażony? Może… sama nie wiedziała. Tyle pytań było w jej głowie, tyle
przepłakanych nocy, wszystkiego się nazbierało. Już nie dawała rady. Tylko w
dzień musiała udawać wielce szczęśliwą i zadowoloną z życia dziewczynę – nie
chciała martwić przyjaciółki.
Podeszła
do swojej toaletki, na której miała dębową szkatułkę z biżuterią matki. Wiedziała,
że nie powinna była tego robić i będzie żałować tego na końcu. Otworzyła ją i
spod sterty różnych błyskotek wygrzebała swoją najdroższą przyjaciółkę –
żyletkę, ostrą jak cholera. Poszła z nią do łazienki, żeby w razie większego
rozbryzgu krwi łatwiej byłoby ją posprzątać. Podwinęła rękaw od kirkowej
koszuli i bez chwili namysłu przejechała ostrym końcem po swojej skórze. Już
wcześniej w tych miejscach miała blizny, ale stwierdziła, że jest zbyt leniwa,
żeby ściągnąć spodnie i poharatać sobie nogi. Robiła to tak długo do póki się
nie rozryczała i nie rzuciła ostrego przedmiotu do umywalki. Osunęła się po
ścianie na podłogę i wypłakiwała się w swoje kolana. Nie przejmowała się tym,
że krwawiła i tym, że plama będzie praktycznie nie do sprania.
Tej
nocy spała w normalnej piżamie – z długim rękawem. Nie chciała, żeby Kirk coś
zauważył. Z resztą i tak pewnie będzie w chuj zalany i niczego nie dostrzeże.
Nawet nie patrzyła, która godzina, nie czekała na niego, po prostu zasnęła,
była zbyt zmęczona, żeby czekać na ukochanego. Była zbyt zmęczona życiem.
Obudziła
się. Wydawało jej się, że minęła jakaś godzina, a tu proszę, było prawie rano.
Przewróciła się na drugi bok, żeby sprawdzić, czy chłopak wrócił na noc - był.
Jeszcze spał. Westchnęła tylko ciężko. Nawet nie rozebrał się ze swoich
ciuchów. Miała ogromną ochotę go pocałować, pogłaskać, zrobić z nim cokolwiek,
żeby zaspokoić swoje pragnienie bliskości. Ale pozostało jej tylko wpatrywanie
się w niego. Nie wytrzymała. Poderwała się szybko z łóżka. Nie przemyślała
tego, bo to również wyrwało go ze snu. Spojrzał na nią zaspanymi oczami i
podparł się na łokciu.
-Leż, jeszcze mamy czas. –
Powiedział i przewrócił się na drugi bok. A gdzie jakieś kochanie? Gdzie te
czułe słówka? Gdzie to „kochanie”, „słońce”… to wszystko już przepadło? Ale tak
na zawsze? Czy to tylko chwilowe? Czy zaraz po prostu ten dugi, zły sen minie?
Nie odpowiedziała. Poszła do szafy po swoje ciuchy, chciała już wyjść, ale
usłyszała, jak chłopak ociężale wstaje z łóżka. – Nie możesz spać?
-Nie jestem już śpiąca, ale ty się
połóż. Pewnie miałeś za sobą ciężką noc i dzień. – Już przeczuwała kolejną
awanturę o jego późne wracanie do domu.
-Bez ciebie spanie to nie to samo. –
Nie możliwe, obudziły się w nim jakieś uczucia? Czemu dopiero teraz?
-Nie mam ochoty. Zaśnij.
-Chodź do mnie. – Podszedł do niej i
złapał ją za nadgarstek. Syknęła z bólu. Kirk nie wiedział, co jest, ale po
pewnym czasie się domyślił i podwinął jej rękaw. – Lumen! Co to ma znaczyć?! –
Wyrwała mu rękę i przytrzymała ją drugą przy swojej piersi.
-To kot.
-Kot? Proszę cię, nie kłam!
Doskonale wiem…
-Odczep się ok.?! Nagle teraz
zacząłeś się interesować?! Jak się pocięłam?! Zostaw mnie w lepiej w spokoju!
-Czemu to zrobiłaś?! – Krzyknął na
nią. Złapał ją za ramiona i potrząsnął nią. – Obiecałaś, kurwa, obiecałaś, że
tego więcej nie zrobisz!
-I co z tego, że obiecywałam?! Nie
byłam wstanie wytrzymać tego, co się działo!
-Ale to nie znaczy, że musiałaś się
pociąć głupia… Lu…
-Głupia co? Kurwo? Dziwko? No
proszę, nawyzywaj mnie od najgorszego!
-Nie będę cię od niczego wyzywać.
Pogadajmy na spokojnie.
-Na spokojnie?! Jak mam być kurwa
spokojna, kiedy mój facet wraca późno po nocach bez żadnego wytłumaczenia,
nawet nie wiem gdzie się podziewasz, czy żyjesz, nic nie wiem! Masz kochankę, powiedz
to wreszcie! Masz kogoś na boku?!
-Lulu, to nie tak… ja po prostu…
mamy z chłopakami coś do zrobienia i…
-Więc zdradzasz mnie z kumplami z
zespołu?!?!
Kirk
nie wiedział, czy ma się zacząć śmiać czy płakać.
-Nie żartuj sobie ze mnie. Z nikim
cię nie zdradzam, za bardzo cię kocham. Po prostu pracujemy nad… albumem i…
-Naprawdę?! – Uwiesiła się na jego
szyi i zapomniała o tym, że była na niego wściekła – Mogłeś mi powiedzieć!
-To miała być niespodzianka.
Przepraszam, że cię zaniedbywałem. Nie powinienem tak robić i…
-Już nic takiego się nie stało.
Jestem taka szczęśliwa, że spełnia się twoje marzenie i…
-Ale się pocięłaś i…
-To tylko szczegół.
-To wcale nie szczegół! Przeze mnie
się okaleczasz i… kochanie, tak nie można… co się z tobą dzieje?
-Już nic, po prostu przerażało mnie
to, że się od siebie odsuwamy i… myślałam, że niedługo się rozstaniemy…
zaczęliśmy się od siebie oddalać…
-Kotek, nie zamierzam cię zostawić,
za bardzo cię kocham, ale to cięcie się…
-To nic takiego, drobnostka.
Musiałam wyładować napięcie rosnąc we mnie.
-Boli cię to? – Chwycił ja za
przedramię i delikatnie przejechał opuszkami palców po jej ranach. Podsunął jej
rękę sobie pod usta i pocałował ją w miejscu okaleczeń. – Kochanie, czym to
zrobiłaś?
-Żyletką…
-Masz mi ją natychmiast oddać i
inne, które gdzieś trzymasz!
-Nie mogę Kirk, chciałabym, ale nie
mogę.
-Nie kochanie, masz mi je oddać. One
ci już nie będą potrzebne.
-Ale co za różnica… oddam ci je, ale
i tak będę mogła kupić nowe.
-To będę cię musiał w takim razie
pilnować jak małe dziecko.
-Przestań…
-Nie chcę, żebyś krzywdziła się… to
mnie cholernie boli. Jak ci mogę pomóc kochanie?
-Mam popierdolone w głowie, tego nie
naprawisz.
-Ale było przecież dobrze, prawda?
To ja spierdoliłem.
Pogładził
jej policzek wierzchem dłoni i cmoknął w czoło. Dziewczyna oparła głowę o jego
klatkę piersiową i wtuliła się w niego.
-To ja pierdolę wszystko, nie ty.
Nie potrafię sobie poukładać życia z kimś tak cudownym jak ty. To z moją głową
jest nie tak, nie z tobą!
-Żyletki. Tu, na moją dłoń! Migiem!
-Mam tylko jedną!
-To ją oddaj.
-Ale ja ją potrzebuję.
-Wcale jej nie potrzebujesz! Oddaj.
-Dobra, dobra! Ale chcę coś w
zamian.
-Co takiego? – Westchnął i dalej
stał jak kretyn z wyciągniętą ręką w jej stronę.
-No niech pomyślę… co ja mogłabym
chcieć, jest tyle rzeczy, o których marzę i… pragnę… - spojrzała na niego i
uśmiechnęła się uwodzicielsko. – Pragnę ciebie!
-Dobrze… ale najpierw żyletka.
-Chyba jest w łazience.
-Chyba?
-No bo ją tam chyba zostawiłam. W
umywalce, tylko się nie przeraź… może być we krwi wszystko.
Wziął
tylko głęboki wdech i wyszedł z sypialni. Zaczął się bać tego, co mógłby tam
zastać. Wyobrażał sobie całą łazienkę we krwi. Wszystko we krwi. Kafelki we
krwi. Ręczniki we krwi… dosłownie wszystko! Zastała go miła niespodzianka, jak
to głupio brzmi, krwi wcale nie było tak dużo jak sądził. Poplamione były tylko
jej spodnie. Chciał je wrzucić do umywalki, ale znalazł w niej narzędzie
zbrodni. Szybko obmył je wodą, żeby było czyste i odłożył na bok. Jeansy
przeprał zimną wodą i mydłem. Wychodząc zabrał ze sobą ostrze i chciał wyjść na
zewnątrz, wyrzucić je, ale zatrzymała go Lumen.
-A ty gdzie mi uciekasz? – Była taka
radosna, jak nigdy.
-Idę wyrzucić twoją żyletkę.
-No to cię nie zatrzymuję.
Wyszedł
na dwór, nawet nie silił się, żeby ubrać kurtkę i wyrzucił ostrze do śmietnika.
Zakopał je najgłębiej jak się dało, żeby przypadkiem go nie wyciągnęła. Wrócił
i umył ręce, bo trochę śmierdziały. Wytarł dłonie w spodnie i wrócił do
sypialni, gdzie czekała go urocze zaskoczenie – na łóżku leżała jego dziewczyna
w samej bieliźnie!
-Kochanie – jęknął – nie teraz… będę
musiał lecieć, bo…
-Obiecałeś mi kurwa! Obiecałeś! – Z
wkurwionej dziewczyny zrobiła się taka, co się skuliła i zaczęła płakać. –
Obiecałeś… - już nie krzyczała, tylko szeptała. Chłopak podszedł do niej i
pogłaskał ją po plecach.
-Luluś, zrozum. Błagam, zrozum.
-Dobra! Jak sobie chcesz! Leć do
nich, pewnie są ważniejsi od jakiejś tam głupiej suki, którą ruchasz, jak masz
na to tylko ochotę!
-Słońce… nie mów tak. Po prostu
teraz nie mogę, ale wieczorem...
-Wieczorem wrócisz nawalony!
-Dziś wrócę wcześniej dla ciebie
kochanie, już nie będę tak długo siedzieć z chłopakami.
-Obiecujesz?
-Obiecuję. A teraz daj pysia na
zgodę.
um... a juz mialam nadzieje ze Kirk dal ciała i że ją zostawi i James się nią zajmie! no żesz kurwaaaaaa
OdpowiedzUsuńkot ♥♥♥♥♥♥
haha akcja z kotkiem jest dobra ;D a no i Kirk i Mia są uroczy ;D
OdpowiedzUsuńN.
Weź bo zaraz rzygnę tęczą ;p
Usuńhahah nie rzygaj tęczą :*
UsuńNo nie wiem, nie wiem;p
UsuńKiedy dodasz coś nowego, bo nie mogę się doczekać?
OdpowiedzUsuńMoże dziś, może jutro :)
UsuńCóż za enigmatyczna odpowiedź ;]
Usuń