Witam!
Właśnie mam ochotę zrobić z tego opowiadanka tasiemca, ale gówno pewnie z tego wyjdzie.
Minęło
trochę czasu. Może 4 dni, może 3, nie była do końca pewna, Każdy był spędzony z
nim i to się liczyło. Tom został rzucony w niepamięć, nie rozumiał powodu, dla
którego po 2 dniach chodzenia i wielkiej miłości, został rzucony, było mu
przykro, ale jak powiedziała mu na odchodne „przeżyjesz”, miał dwa wyjścia:
zabić się, albo z tym żyć. Był tchórzem i bał się bólu, więc musiał pogodzić
się z tym, że dziewczyna straciła nim zainteresowanie… nie, nie, inaczej.
Wymieniła go na lepszy model.
Kirk,
to chłopak marzenie, choć na początku miała go za totalnego gbura i pewnego
siebie człowieka. Tak naprawdę był przesympatycznym kolesiem, który potrafił ją
rozbawić do łez. A tego właśnie potrzebowała. Już nie raz, w ciągu tych kilku
dni, chciała mu powiedzieć wszystko o sobie, bo miała do niego ogromne
zaufanie, ale okropnie się bała wyśmiania. Zdawała sobie sprawę, ze raczej tego
by nie zrobił, ale to był dla niej wstydliwy temat, bo przecież nie każdy jest
chory na to co ona.
-Powinnaś przyjść kiedyś posłuchać jak
gramy! – powiedział pewnego felernego dnia, w którym rozjechali jej kota. Nie
miała ochoty wtedy na nic. Siedziała w swoim pokoju, słuchała swoich głosów,
oglądała ścianę i płakała nad swoim marnym losem. Wyciągnęła wtedy z szafy
wszystkie paski, jakie miała. Spięła je ze sobą, zostawiając pętle na końcu.
Zaczepiła je jakimś cudem na lampie. Chwyciła dwoma rękoma i uwiesiła się,
sprawdzając, czy wytrzymają jej ciężar. Udało się! Teraz szybko pobiegła do
kuchni po stołek, żeby było łatwiej się powiesić. Założyła pętle na szyję i
skoczyła. Już miało wszystko dobrze pójść, traciła świadomość, ale paski nie
wytrzymały takiego napięcia i przerwały się. Tak ją to rozbawiło, że nie mogła
się pozbierać z podłogi. Brzuch ją zaczął boleć od śmiechu, a potem śmiech
przekształcał się w śmiechopłacz, potem był tylko płacz.
Nie
udało się.
~*~
-Lumen! Ci ty masz z szyją?
-To – ojej, bandanka nie zakryła
śladu po wczorajszej imprezie – nic takiego.
-Ktoś cię dusił?
-Tylko pasek.
-Słucham?!
-To nic takiego.
-Nic takiego?! Dziewczyno,
próbowałaś się powiesić i mówisz, że to nic takiego?!
-Daj mi spokój, nie mam dziś ochoty
się z tobą kłócić.
Nic
dalej nie musiał mówić. Dziewczyna wtuliła się w niego i zaczęła szlochać.
Teraz wiedziała, że będzie trzeba mu wszystko wyśpiewać. Nie miała pojęcia jak
długo tak stali wtuleni w siebie, jak długo płakała mu w kurtkę, ale było jej
tak przyjemnie, że nie chciała przestawać. On chyba też nie miał najmniejszej
ochoty tego przerywać. Wiatr cudownie rozwiewał ich długie włosy – jego były
piękniejsze. Zdawać się mogłoby, że są parą, tak to z boku przynajmniej
wyglądało. Cudowną chwilę przerwał on, swoimi pytaniami.
-Co się stało? Mała…
-Kirk, ja mam po prostu dość tego
wszystkiego. Nie potrafię już żyć, chociaż ostatnią dobrą rzeczą w moim
beznadziejnym życiu jesteś ty, ale to i tak za mało.
-Gdyby ci się udało… nawet nie chcę
o tym myśleć!
-Ale niestety się nie udało.
-Niestety?! Dziewczyno, ja przez
ciebie zwariuję! A nie… czekaj, już to zrobiłem!
-Oj przestań, to przecież nic takiego,
do niczego poważnego nie doszło, żyję, więc się ciesz!
-Jasne, że się cieszę! Nawet nie
wiesz jak bardzo! Następnym razem, jak coś równie głupiego przyjdzie ci na
myśl, to masz do mnie zadzwonić, przyjść, cokolwiek, rozumiesz?
-Tak, tak.
-Powtórz?
-Co niby?
-To co powiedziałem, chcę się
upewnić?
-Jak będę mieć myśli „s”, to przyjdę
do ciebie, bądź zadzwonię.
-Zuch dziewczynka, a teraz chodź na
piwko mała.
-Nie mwó tak na mnie?
-Bo co mi zrobisz? – Zaśmiał się i
objął ją ramieniem. Miał już zabrać rękę, ale przytrzymała ją.
-Tak mi dobrze.
Przysunęła
się jeszcze bliżej niego i dała się prowadzić w nieznane.
~*~
W
tej sytuacji był bezsilny. Mógł tylko ją do siebie tulić i wmawiać, że wszystko
będzie dobrze, że wszystko się w końcu ułoży jakoś. Pewnie by mu nie uwierzyła,
dlatego wolał jej nie okłamywać. Brzydził się kłamstwem. Dziewczyna jeszcze
mocniej się w niego wtuliła i szlochała w pierś.
-Ja już nie mam siły na to wszystko!
-Lumen, masz przecież mnie, jakoś
damy sobie we dwoje radę, prawda? Będę cały czas przy tobie. Zrobię wszystko,
żebyś poczuła się lepiej.
„Gówno prawda, chłopak łże jak pies!”
-To mnie zabij.
-Wolałbym, żebyś żyła.
-Ja bym wolała umrzeć.
Nie
miał pojęcia, co tym razem się stało. Bał się powtórki z rozrywki. Nie marzyło
mu się odwiedzanie jej w szpitalu przez jej głupotę. Rozumiał, że czuła się
źle. Nie raz proponował jej wizytę u psychiatry czy psychologa, ale odmawiała.
Pewnie się bała. On jednak uważał, ze to bardzo dobry pomysł. Może w końcu jej
życie wyglądałoby normalniej. Ale była jeszcze jedna przeszkoda – matka. Nie
była pełnoletnia, więc musiałaby pójść z jakimś opiekunem prawnym. Wstydziła
się powiedzieć starszej, że coś jest nie tak z nią. Cud, że Kirkowi zwierzyła
się ze swoich problemów i zmartwień. Stwierdzała u siebie schizofrenie.
Słyszała w głowie okropny głos, który ją obrażał bądź kazał jej coś zrobić.
Strasznie się go bała, walczyła z nim, ale czasem jej to nie wychodziło, wręcz
pogarszało sytuację. Miała całe poharatane ręce i nogi od cięcia się żyletkami.
Cięła się aż do tkanki tłuszczowej. Popijała nieraz tabletki alkoholem. Z
całych sił próbowała ze sobą skończyć. Po zażyciu całego opakowania tabletek
nasennych matki, zasnęła tylko na trzy dni. Z marnym skutkiem, bo się obudziła.
Kirk wtedy był na nią bardzo wściekły, krzyczał na nią, ale ona wiedziała, że
on się po prostu o nią martwi. Kochała go za to, że był ciągle przy niej, nie
opuszczał jej nawet na krok. To jej wystarczało. W planach miała kolejny pomysł
na skończenie ze sobą. Chciała się utopić. Może tym razem by się udało, kto
wie. Nie mówiła o tym Kirkowi, bo bała się jego reakcji. Był dla niej kimś
więcej niż przyjacielem. Zdawać się mogło, że on też coś mógł do niej czuć.
Żadne z nich nie było na tyle odważne, żeby wyznać to co czuje drugiej osobie.
Oboje mieli chęć na bliższy kontakt ze sobą i oboje również bali się posunąć o
ten jeden krok dalej. Nie chcieli krzywdzić drugiej osoby.
-Może pogadam z twoją matką i
powiem, ze potrzebujesz pomocy?
-Daj spokój, ona mnie tylko
wyśmieje.
-Spróbować nie zaszkodzi. Poczekaj,
zaraz wrócę.
-Oszalałeś?!
Ale
chłopaka już nie było, wyszedł z pokoju Zostawił ją samą z głosem i natłokiem
myśli. Jeszcze tego brakowało, żeby matka miała ją za kompletną idiotkę i
wariatkę w jednym. Ale chyba tak do końca jej nie doceniała. Okazało się, że
była bardzo zmartwiona, kiedy Kirk z nią wrócił. Od razu ją do siebie
przytuliła i zaczęły razem szlochać. Hammett zostawił je same. Był z siebie
dumny. Teraz był pewien, że wszystko
dobrze się ułoży, że Lumen będzie w końcu szczęśliwa.
~*~
To
był ten dzień, w którym opowie wszystko co ją męczy obcej kobiecie. Strasznie
się bała. Kirk powiedział, ze to tylko dla jej dobra. Cieszyła się, gdy ten
zgodził się pojechać z nią i matką do psychologa. Była mu za to bardzo
wdzięczna.
Na
dworze o tej porze było już ciemnawo. Śnieg za szybą ładnie się mienił na różne
kolory. Właśnie jechała z matką i przyjacielem na wizytę u psychoterapeuty.
Ręce trzęsły się jej ze strachu. Chłopak próbował ją zająć rozmową, żeby się
tak nie stresowała. Dojechali na miejsce w jakieś 10 min. Budynek był zadbany,
chyba świeżo malowany na beżowy kolor. Weszli do środka. Przed wejściem wisiała
tablica z informacją gdzie, jaki specjalista przyjmuje. Pani Wioletta miała
swój gabinet na pierwszym piętrze. Weszli po schodach. Serce jej coraz to
szybciej waliło. Miała ochotę złapać Kirka za rękę, ale bała się jego reakcji.
Korytarz był pozbawiony podłogi. Fachowcy właśnie kładli na nim płytki i
malowali ściany na żółtawą barwę. Było pełno ludzi czekających na wizytę. Lumen
rozglądnęła się. Już rzuciły jej się w oczy TE drzwi, za którymi czekała jej
psychoterapeutka. Po obu stronach drzwi wisiały dwie zielone tablice z
informacjami ojej usługach. Jak widać, nie zajmowała się tylko niedoszłymi
samobójcami. Pomagała także m.in. dzieciom z wadą wymowy czy parą z problemami.
Usiadła wraz ze swoim wsparciem na ławce i czekała na swoją kolej. Ludzie się
dziwnie na nią gapili – miała takie wrażenie. Zza drzwi wyłoniła się wysoka,
elegancko ubrana blondynka w średnim wieku. Była uśmiechnięta od ucha do ucha.
-Zapraszam.
Lumen
przełknęła ślinę i weszła do jej gabinetu. Było tam przyjemnie zielono. Na
środku stało duże drewniane biurko a po jego obu stronach krzesła.
-Usiądź sobie wygodnie.
Dziewczyna
ściągnęła skórzaną kurtkę i odwiesiła na oparcie. Usiadła, tak jak powiedziała
pani psycholog.
-Może na początek opowiesz coś o
sobie Lumen?
-Ale ja nie mam pojęcia co. Nie
jestem jakoś wybitnie interesującą osoba.
-Jak chcesz, to możemy od razu
porozmawiać o twoich problemach. Co cię do mnie sprowadza? Rozmawiałam
wcześniej z twoją mamą przez telefon i co nieco mi powiedziała o tobie. Teraz
chciałabym coś usłyszeć od ciebie.
-Ja po prostu nie chcę już żyć.
-Od dawna się tak czujesz?
-Nawet nie pamiętam od kiedy.
-Okaleczałaś się?
Dziewczyna
podwinęła swoje rękawy i pokazała jeszcze świeże ślady po cięciu.
-Myślałaś o tym, żeby udać się do
psychiatry? Nie ma się czego bać. To bardzo sympatyczny pan profesor. Na pewno
ci pomoże.
I
tak to w skrócie wyglądało. Wizyta u psychiatry miała być za tydzień. Lumen
strasznie się tego bała. Nie wiedziała, co może ją spotkać. W końcu to nie
jakiś tam normalny lekarz od grypy czy przeziębień. Jeszcze stwierdzi, że jest
popierdolona i zamknie ją z psycholami
~*~
Dziewczyna
rozsiadła się wygodnie na starej kanapie. W jednej ręce trzymałą piwo, które
popijała ze smakiem. Obok siedział jakiś chłopak, potem jakaś laska i kolejna.
Nie znała tych ludzi, ale przyszła na imprezę do Kirka, bo ją zaprosił, a to w końcu
przyjaciel. Szukała go już po całym domu, ale nigdzie go nie mogła znaleźć, aż
w końcu usiadła zrezygnowana pomiędzy obcymi ludźmi. Przylazł nawet Tom z jakąś
lafiryndą, puszczalską laską ze szkoły. Z resztą, chuj z nim, gdzie KIRK?!
I
oto on! Wszedł ze dwiema skrzynkami piwa do domu. Odstawił je na podłogę. Już
miała wstać i się przywitać, ale wyprzedziła ją jakaś blondi.
„Wiedziałem
od początku. Widzisz, ma inną”
-Ooo moja Lumen! Jane, to Lumen, Lumen
to Jane.
-Hej. – Niechętnie podała jej rękę
na przywitanie.
-Lu, nie powinnaś pić.
-Oj zamknij się.
Chyba
zauważył, że dziewczyna nie jest w najlepszym nastroju na żarty. Złapał ją za
wolną dłoń. Oh, co to było za wspaniałe uczucie. Odciągnął ją do kuchni i oparł
się o blat.
-Co się stało maleńka?
-Kto to był?
-Jesteś zazdrosna?
-Jasne, że nie! – Ale była i on to
doskonale wiedział, bo zaczął się śmiać.
-Kuzynka, spokojnie. Nikogo nie mam
na oku. – Mrugnął do niej i podszedł bliżej.
-Stoisz za blisko.
-Mogę jeszcze bliżej. – zrobił jeszcze
jeden malutki kroczek i prawie stykali się nosami. Dziewczynie serce podeszło
do gardła. Złapał ją za biodra i przyciągnął do siebie. Musnął delikatnie jej
usta, po to by za chwilę złączyć je w namiętnym pocałunku. Poczuła motylki w brzuchu
i to naprawdę były motylki, nie tak jak poprzednio z Tomem. Wplótł ostrożnie
rękę w jej włosy i pogłębiał pocałunek. Jego język tak cudownie ja pieścił, że miała
wrażenie, że zaraz się rozpłynie. -No to ten…
-Nie musiałeś przerywać.
-Nie byłem pewien czy chcesz…
-I dlatego ci jeszcze języka nie
odgryzłam?
-Więc nie jesteś zła?
-Jestem teraz najszczęśliwszą
dziewczyną na świecie.
wiesz co kochana moja? być może polubię Kirka dzięki temu blogowi... to znaczy... xd bo z Kirkiem jest tak ze zawsze był spoko (chociaż bardziej mi pasuje Mustaine xd) noo... ale z biegiem czasu z kolejnym wywiadem, filmikiem itp zaczęłam go odbierać jako... jakąś taką pierdołowatą ciotę xd i tak teraz zostało xd taki uległy nie mający swojego zdania itp... ALE mam nadzieję, że naprowadzisz mnie na dobre tory
OdpowiedzUsuńdobrze że namówił ją na wizytę u specjalisty! to chyba ważne żeby mieć wsparcie i pomoc i kogoś kto nas popchnie do działania
i tak! dobrze, że ostatnia scena to nie ściema! doskonale :P
zaraz pewnie jak Rose się dowie o rodziale to napisze coś w stylu że Cię uwielbia i nie mogła się doczekać itp :D hahaha popieram! bo ja też :D
Dobra, zjebałam się w akcji i nie skomentowałam poprzedniego rozdziału, przepraszam bardzo. Wybacz mi!
OdpowiedzUsuńHmm, dobra, Lu zgodziła się na wizytę u specjalisty, który wysłał ją dalej. Obawiam się, jednak, że jak psychiatra ogrnie na jaką chorobę cierpi Lu, to zamknie ja w szpitalu. A nie sądze, aby Lu to przeżyła, skoro ona już ma problemy z tym, aby utrzymac swoje zycie. Wydaje mi sie, że Kirk jest jej blizszy niż ten cały Tom, który tu się miział z jakaś laską? Dobrze pamietam? No doba, Tom to chyba była tylko taka zapchaj dziura, bo nie mogę miec Kirka. Takie własnie mam wrażenie. No i na konciu całowała się z Kirkiem, to chyba coś znaczy. Chociaz jest osobą chorą, to też nie zawsze działa do konca racjonalnie. Hmmm...
Dzień w którym przejechano kota. Tak, to jest sądny dzień...