Czy kontynuować dodawanie rozdziałów

4 czerwca 2012

Cleymore - 1

Witam po dłuuugiej przerwie!
Musicie mi wybaczyć ale częściowo z mojego lenistwa nie chciało mi się pisać... nie tylko to jest przyczyna.
Przepisałam prawie wszystko, co było ręcznie namazane w zeszycie. Staram się zrobić z tego opowiadania jak najmniej rozdziałów, ale za to dłuższych niż dotychczas, taka forma Wam odpowiada? Dajcie znać.
Nawet nie chcę myśleć jakie mam u Was zaległości, nie wiem czy uda mi się je nadrobić. Byłoby mi łatwiej, gdybyście podali/ły mi swoje gg, żebym mogła informować Was na bieżąco, bo jak wiadomo Onet czasem ma fochy.


-Więc, jaki był początek?
            Mężczyzna przysunął się bliżej stołu, żeby lepiej ją widzieć.
-No wie pan… zawsze zaczyna się tak samo, co nie?
            Zaśmiała się i odpaliła swojego papierosa. Zaczęła się bujać na niewygodnym krześle, żeby go bardziej wkurzyć. Po chwili stwierdziła, że stać ją na więcej i wyciągnęła nogi na stół. Facet chciał już ją upomnieć o maniery, ale zabrała głos.
-To było… dość dawno. Pewna dziewczyna trafiła do szpitala, skarżyła się na bóle brzucha. – Zaciągnęła się swoim papierosem. Moment oderwania filtra od ust przeciągała jak najbardziej się dało. – Był tam też jej chłopak, mnóstwo lekarzy, pielęgniarek. Przez… powiedzmy… że przez godzinę wszyscy próbowali pozbyć się zarazy z tej laski, ale na marne. Dopiero, kiedy wskazówki zegara…
-Do rzeczy, nie owijaj w bawełnę!
-Kiedy wskazówki zegara wskazały kolejną godzinę. – Zachichotała. Tak strasznie lubiła wkurwiać tego gościa. – W końcu się udało. Wszyscy byli szczęśliwi… no dobra, może po za chorą dziwką, która usłyszała płacz potwora, którego właśnie wydała na świat. I to był właściwie początek.
            Dopięła swego. Mundurowy zrobił się czerwony jak burak. Nienawidził, kiedy ludzie tak z nim igrali, a ta dziewczyna miała jeszcze czelność machać mu przed nosem nogami. Uderzył pięścią w stół i krzyknął.
-Możesz kurwa pójść siedzieć!
-Niby za co? Nic na mnie nie macie przecież.
-Ale możemy cię przymknąć za utrudnianie śledztwa!
-Przecież grzecznie podaję ci prawdziwe odpowiedzi na twoje głupkowate pytania.



            Po raz kolejny udało jej się uniknąć kary. Nie sądziła, że mogłaby być podejrzana za napaść na jakąś laskę. Nie miała nic do nich, ale raczej nie należała do grona lesbijek. Z facetami zawsze było więcej zabawy. Poza tym łatwiej ich było zaciągnąć do łóżka, potem zrobić swoje i zakopać w jakimś pobliskim lesie. Wystarczyło zatrzepotać rzęsami i noc zaczynała być pełna atrakcji. Niekiedy potencjalna ofiara wychodziła cała i zdrowa, ale to były rzadkie przypadki. Gazety były napakowane świeżynkami na temat mordercy grasującym w mieście. Wcale nie zaskakiwało ją to, że media twierdziły, że wszystkich tych wspaniałości dokonuje dobrze umięśniony mężczyzna. Zaledwie kilka ciał zostało odkopanych, inne nadal trawiły robaki.
            Dzisiejsza noc zapowiadała się dość spokojnie. Dziewczyna miała ją spędzić w miły towarzystwie butelki wódki i świętować swoje życie poza kratkowe. Skórzana kanapa była godna swojej ceny. Idealnie wpasowała się w jej kształty. Nie odczuwała bólu pośladków po spędzeniu całego popołudnia na plastikowym krześle w uroczym komisariacie. W wiadomościach nic ciekawego nie głosili, ten świat jest cholernie nudny. Nawet nie powiedziano nic na temat zaginięć… kompletnie nic. Po raz kolejny zawiodła się na dziennikarzach i śledczych, którzy szukali jej najmniejszego potknięcia. Była dla nich za dobra i nic na nią nie mieli. Nawet sądzili, że jest innej płci, co do woli pozwalało jej grasować w tym uroczym miasteczku i nie tylko w nim.



            Ciepłe promienie słoneczne zawitały do jej sypialni, otuliły jej zaspaną twarz i przypomniały, że należałoby już wstać. Dziewczyna podniosła się leniwie z łóżka. Ruszyła do łazienki, żeby się troszkę oporządzić. Włożyła na siebie krótkie spodenki i koszulkę „czas się rozruszać!”, zaśmiała się w swoich myślach. W drzwiach wejściowych minęła staruszkę, której czasem pomagała wtargać ciężkie zakupy na ostatnie piętro, jak widać nie była aż tak złym człowiekiem.
-Dzień dobry kochanie! – na powitanie odpowiedziała tylko uśmiechem. Ruszyła wolnym truchtem do parku, który znajdował się po drugiej stronie ulicy. Z każdym postawionym krokiem czuła się coraz lepiej – wracała do siebie. Bieganie było doskonałym sposobem na utrzymanie kondycji i wyjście ze świata snów. Facet, którego minęła, obejrzał się za nią. Właśnie za to nienawidziła mężczyzn – bezczelnie się gapili, rozbierali wzrokiem i mieli brudne myśli. Roczny labrador pomerdał ogonem, kiedy ją dostrzegł z daleka. Był to pies pewnego gościa, który się w niej podkochiwał od dłuższego czasu. Nie raz proponował jej spotkanie, z grzeczności dziękowała za to i mówiła, że już kogoś ma, a ten ktoś byłby niezadowolony z tego, że umawia się z obcymi.
-Witaj ślicznotko!
-Witaj Johnny.
            Westchnęła ciężko i pozwoliła sobie brnąć dalej w tę bezsensowną rozmowę.
-Co tam u ciebie słychać?
-Wszystko po staremu.
-Słuchaj… wiem, że kogoś masz, ale może umówiłabyś się ze mną na kawę? Oczywiście w czysto towarzyskich zamiarach.
-Dzięki, ale na dziś już mam plany.
-A jutro?
-John, lubię cię, ale nie zamierzam się z tobą spotkać, ok.? Jestem trochę zalatana, ledwo starcza mi czasu na spotkania z Gale’m.
-Rozumiem, rozumiem… to nie będę cię już zatrzymywać, miłego dnia!
            Jasne, rozumie, palant jeden!” Zastanawiała się nawet przez chwilę, czy uroczy właściciel psa nie mógłby w najbliższym czasie stać się jedną z jej ofiar. Szybko wyrzuciła tę myśl z głowy. Nie zrobiłaby tego z powodu psiaka, którego uwielbiała.
            Łyk porannej kawy to wspaniałą rzecz. Chwałą temu, kto wymyślił, że to można pić! Zwykle o tej porze wygrzebywała spod łóżka notes i napawała się dokładnymi opisami swoich przestępstw, nie była zbyt zdolną pisarką, ale za to zdjęcia jej lepiej wychodziły. Tego dnia darowała sobie wspominanie zimnych trupów. Włączyła muzykę i zabrała się do przyrządzania śniadania.
-Co ty jeszcze wymyślisz?
            Zaśmiała się, kiedy smarowała kromkę chleba masłem. To był zdecydowanie głupi pomysł, najgłupszy, jaki mogła wymyślić. Nie widziało jej się krojenie ofiar, a potem gotowanie i przyrządzanie mięsa do spożycia. Policzki podobno są najlepsze. Może kanibalizm nie jest takim znowu złym pomysłem? Skoro ludzie mogą jeść zwierzęta, to czemu by nie zjeść drugiego człowieka? Dzwoniący telefon wyrwał ją z zadumy. Wyświetlił się „Gale”.
-Czego chcesz dupku?
-Cley, skarbie, spokojnie…
-Spokojnie?! Mam ci przypomnieć, co wczoraj zrobiłeś?!
-Doskonale wiem, co zrobiłem…?
-I?
-No „I”… no wiesz, strasznie mi głupio, słońce, przepraszam.
-Dobra, przeprosiny przyjęte.
            Rozłączyła się i rzuciła komórkę na stół. Wzięła jeden ze swoich ulubionych noży do ręki. Był idealnie naostrzony, jak każde ostrze, które posiadała. Miał piękną, drewnianą rękojeść, bodajże dębową. Lśnił dumnie w dziennym świetle. Chciała zabrać się za znęcanie się nad pomidorem, ale znowu jej przerwano. Tym razem dobijanie się do drzwi. Ten dzień zaczął ją irytować coraz to bardziej. Spojrzała przez wizjer, miała nadzieję, że kogoś tam zobaczy, ale nieproszony gość zasłonił go ręką. Niepewnie otworzyła. Ujrzała przed sobą ogromny bukiet składający się z krwisto czerwonych róż.
-Przecież przyjęłam do kurwy nędzy przeprosiny!
-Przeprosiny to za mało. Wiem, że jesteś na mnie zła.
-Jak cholera! Właź!
            Wpuściła go do środka, ale nie miała ochoty tego robić.
-Gdzie je położyć, słońce?
-Gdziekolwiek. Chyba zdajesz sobie sprawę, że…
-Tak.
-Nawet nie dokończyłam!
-Nie musiałaś, wiem, co chciałaś powiedzieć.
-Jesteś pieprzonym jasnowidzem, czy co?!
-Nie jestem. Trochę cię już znam, Cley.
-Nie mów tak na mnie!
-To powiedz mi swoje prawdziwe imię.
-Pierdol się!
-Wolałbym z tobą.
-Nie przeginaj, ok.?!
-Jasne… coś ty taka znerwicowana? Idź wziąć prysznic, a ja zrobię ci śniadanie.
-Dzięki.
            Klepnęła go lekko w ramię i chciała się udać do łazienki, ale chłopak zatrzymał ją, obejmując ją w tali.
-Mam ci ją złamać?!
-Kochanie, nie dostałem buziaczka.
-A zasłużyłeś?! Może niech ta blondyna ci da, co?!
-Cley, kochanie… doskonale wiesz, że…
-Że się z nią nie całowałeś?! Kate mówiła, że…
-Czemu wierzysz jej a nie mnie?
-Bo kłamiesz?!
-Jasne, po co miałbym całować jakąś tam babę, skoro mam ciebie? No pomyśl, przecież cię kocham, a ty doskonale o tym wiesz, więc po co się na mnie wściekasz?
-Bo mnie wkurwiasz.
            Uśmiechnęła się do niego przelotnie. Stanęła na palcach i pocałowała go delikatnie.
-Jak ja kocham twoje humorki.
-Spróbuj tylko na jakąś spojrzeć, to ci odetnę fiuta, rozumiesz?!
-Też cię kocham.
-Wzajemnie.
            Ciepła woda odprężała ją, czuła, że się uspokaja. Już nie raz kłóciła się z tym mężczyzną, który rzekomo był jej. Cały czas zastanawiała się dlaczego z nim jest, nie  potrafiła sobie odpowiedzieć na to pytanie. Może dlatego, że rozumiał ją lepiej niż inni, doceniał i nie podnosił na nią głosu ani razu, kiedy ona się na niego darła i rzucała wyzwiskami. Może dlatego, że był zawsze, kiedy go potrzebowała? Nie raz zabijała go w swoich myślach, nie raz chciała sprawić, żeby to była rzeczywistość, ale kiedy na niego spojrzała, miękło jej serce. Gale był cudowny i idealny pod każdym względem, lepiej trafić nie mogła. Kochała jego czekoladowe oczy, lekko falowane włosy sięgające mu do ramion i ten uśmiech, który zwalał wszystkie kobiety z nóg. Miała do niego zbyt dużą słabość. Zdarzało się, że w nocy, kiedy spał, stała nad nim z nożem w ręku i walczyła z chęcią zabicia go. Żal by było uśmiercić kogoś takiego, on nie zasługiwał na śmierć, ale ona tak. On był dobry, ona zła. On jej nie zdradzał, a ona go tak. Oskarżała go o flirtowanie z innymi kobietami, ale w głębi duszy wiedziała, że tego nie robił, zbyt mocno ją kochał. Ona za bardzo go kochała. Powinna nienawidzić go tak jak każdego innego, ale nie potrafiła i to bolało ją najbardziej.
-Słońce, topisz się?
-Spadaj Gale!
-Tylko się upewniam, przepraszam, że pani przeszkodziłem, śniadanie gotowe.
-Dziękuję.
-Nie ma za co kochanie, nie siedź tam za długo, bo się przeziębisz.
-Nie martw się o mnie.
-Ktoś musi.
-Palant z ciebie!
-Taa… streszczaj się, bo herbata stygnie.
-Mówiłam już, że jesteś kochany?
-Dziś jeszcze nie.
-Jesteś kochany!
-Ty bardziej.
-Spadaj!
-A ty się pośpiesz.



            Powiedziała Gale’owi, że umówiła się z koleżanką, która nigdy nie istniała, ale o tym drobnym szczególiku nie musiał wiedzieć. Ubrała się w wyzywającą sukienkę, która odsłaniała większą część jej ciała. Włosy miała rozpuszczone, wyglądała jakby dopiero co wstała z łóżka, po części to była prawda, Gale postanowił ją troszkę rozruszać. Do tego zrobiła sobie mocny makijaż, teraz była tą złą Cleymore, która uwodziła mężczyzn samym spojrzeniem, pomimo tego, że nie wyglądała jak każda kobieta, była zupełnie inna, jeszcze nie spotkała żadnej, która miała fioletowe włosy, a facetom widocznie to się podobało skoro uganiali się za nią. Wyciągnęła z szafy dużą, skórzaną torbę do której spakowała potrzebne rzeczy, czyli kilka sztuk noży, ostre narzędzia i długą linę. Dziś nie zamierzała wywieźć ofiary do lasu, chciała zabić ją w jej własnym domu, raczej nie będzie z tym problemu. Wzięła z komody pęczek kluczy i wyszła z domu.
            Przez ponad godzinę jeździła bez większego sensu po mieście. Lubiła się w ten sposób odprężać przed morderstwem. Ulice były oświetlone przez kolorowe neony wiszące nad witrynami sklepowymi, natomiast światło uliczne prawie nic z siebie nie dawało. Na drodze nie było za wiele samochodów, większość to żółte taksówki. O tej porze ludzie zwykle maszerowali do klubów i barów, gdzie siedzieli prawie do rana. Było więc spokojnie. Włączyła sobie płytę „Black Sabbath” i wsłuchiwała się w padający deszcz, który przyprawiał ją o dreszcze. Uwielbiała tę piosenkę, uwielbiała ten mroczny klimat i przerażający tekst. Błaganie wokalisty o Bożą pomoc, „Please God help me!”, kojarzyło jej się tylko z jednym – lamentem ofiar. Swoją Impalę zaparkowała na miejskim parkingu niedaleko baru o wdzięcznej nazwie Fenrir (Fenrir – syn Lokiego – diabła w mitologii germańskiej, przedstawiony pod postacią wilka. („Biblia Szatana” Anthon Szandor LaVey)), był bardzo zwykłym miejscem nie wyróżniającym się od innych barów, ale lubiła spędzać w nim czas i topić smutki w kieliszku wódki. Właściciel bardzo się postarał wymyślając imię dla swojego dobytku, musiał mieć coś wspólnego z satanizmem, nawet pewnie maczała palce w czarnej magii. Wiele osób pewnie by to przestraszyło, a ją wręcz przeciwnie – przyciągało. Od razu po przekroczeniu progu poczuła smród papierosów, które sama paliła, ale nie w ilościach hurtowych. Niektóre obecne twarze były jej znane – stali goście, tych zwykle nie zaczepiała, wolała nieznajomych. Zajęła jeden z wolnych stolików i przywołała kelnera delikatnym gestem ręki.
-Dobry wieczór Cleymore.
-Witaj Gorge. Bądź tak miły i przynieś mi whisky.
-Którą?
-Dobrze wiesz którą. Z lodem i nie żałuj mi jej, śmiało nalej na cztery palce.
-Nie ma sprawy, coś jeszcze?
-Na razie dziękuję.
-Zaraz wracam.
            Trunek był cudowny. Podobał jej się ten bursztynowy kolor. Ukradkiem rozglądała się po sali. Udało jej się już przyciągnąć kilka spojrzeń, nie tylko przeciwnej płci! Raczej te panie nie były homoseksualne, po prostu lubiły się bezczelnie gapić na konkurencję. Na razie zamierzała w spokoju wypić swoją porcję alkoholu, a dopiero po tym zabrać się za przyjemności. Barowicze starali się być dyskretni, kiepsko im to szło, bo słyszała ich każde słowo wypowiedziane na jej temat. Z niektórych śmiała się pod nosem, ale niektóre komentarze ją wkurzały. Miała ochotę podejść do jednego pana i powiadomić go, że nie jest dziwką, a nawet jeśli by nią była, to nie byłoby go stać na jej seksualne usługi.
-Napijesz się ze mną?
            Podniosła leniwie wzrok. Przed nią stał mężczyzna, dość przystojny, ale do Gale’a było mu daleko.
-Hmm… nie wiem… w sumie, siadaj!
            Rozpromienił się na tę wiadomość. Odsunął sobie krzesło i usiadł na przeciwko niej. Zabawa dopiero się zaczynała, na reszcie!
            Przez ponad godzinę udawała, że słucha jego wzruszających opowieści z życia wziętych i przytakiwała, żeby wiedział jej zainteresowanie.
            Bardzo nie podobało jej się, że facet podczas prowadzenia bez żadnego pardonu usiłował włożyć rękę do jej majtek. Musiała go pilnować, żeby nie zabrnął za daleko z łapami, najchętniej by mu je odcięła, to wcale nie taki głupi pomysł.


-Ej, ej, ej, spokojnie rycerzyku!
            Rzuciła swoją torbę w kąt jego sypialni. Pocałowała go krótko, ale namiętnie, przygryzając na końcu dolną wargę mężczyzny.
-Połóż się, a ja pójdę się przygotować.
            Wymknęła się do łazienki ze swoim blaszanym bagażem. Powoli odpięła zamek od swojej sukienki i ściągnęła ją. Złożyła kieckę i położyła ją na blacie od umywalki. Miała na sobie seksowną, koronkową bieliznę, a do tego kuszący czarny pas do pończoch. Wyciągnęła tylko sznur, który był już dawno pocięty na cztery równe kawałki.
-Zabawimy się?
            Uśmiechnęła się do niego kusząco. Wiedziała, że jej nie odmówi. Cleymore, nie znała słowa „nie”.
-Nigdy tego jeszcze nie robiłem…
-Jesteś prawiczkiem?! – prawie pisnęła.
-Nie… chodzi o to, że… o przywiązywanie…
-Ulżyło mi! Poza tym kiedyś musi być ten pierwszy raz, prawda?
-No tak ale…
-A teraz pozwól, że się tobą zajmę.


            Powoli podniósł powieki. Nie pamiętał co się stało zeszłej nocy, urwał mu się film. Chciał wstać, ale nie mógł, coś ograniczało jego ruchy. Czuł, że jest przywiązany do łóżka. Był nagi. Po prostu panienka się z nim zabawiła i zostawiła, pewnie z zemsty, bo jej nie zadowolił. Próbował sobie przypomnieć cokolwiek z wczoraj, ale nic mu nie świtało, widać za dużo wypił, albo ktoś podsunął mu pigułkę gwałtu, co raczej było mało prawdopodobne.
-Zaraz…
            Coś tu się nie zgadzało. Na zewnątrz nadal było ciemno! Usłyszał jakiś odgłos dobiegający z głębi jego domu. Był pewien, że został sam.
-Halo?! Jest tam ktoś?! Proszę mi pomóc!
-Już idę skarbie, nie gorączkuj się tak.
-Kto jest w moim domu?! Kim jesteś?! Co tu robisz?!
-Człowieku wyluzuj! Zaraz do ciebie przyjdę!
            W drzwiach ukazała się smukła sylwetka młodej kobiety w bieliźnie.
-Chyba nie będziesz na mnie zły za to, że opróżniłam ci troszkę lodówkę, co? Może sam byś chciał coś zjeść?
-Co ty…
-Ci, ci, ci… - przyłożyła palec wskazujący do swoich ust, dopiero teraz zauważył, że ona ma na sobie skórzane rękawiczki – Czy pozwoliłam ci mówić? Chyba nie, prawda?! Leż sobie grzecznie, a ja się tylko przygotuję.
-Mogłabyś mnie z łaski swojej odwiązać?!
-Jak byłeś nieprzytomny, to byłeś bardziej znośny i mniej marudny! A teraz morda w kubeł, albo cię zaknebluję!
            Znów zniknęła. Tm razem udała się do łazienki po torbę.
-Oh, tej nocy zaznasz prawdziwej rozkoszy, kochanie!
            Zaśmiała się i ucałowała swój niedawno kupiony nóż myśliwski.
-Rozwiąż mnie!
-A ten nadal swoje – szepnęła sama do siebie – zamknij się debilu, bo nie będę dla ciebie miła! Co za kretyn…
            Westchnęła ciężko. Zabrała swój sprzęt i powróciła do mężczyzny. Rzuciła torbę na ziemię, a ostrza wdzięcznie zabrzęczały.
-Zaczynamy zabawę kotku. Obiecaj mi, że będziesz głośno krzyczeć!
            Podeszła powoli w jego stronę. Wskoczyła na łóżko i usiadła na jego podbrzuszu. Już nie była w samej bieliźnie. Teraz była odziana  w zwykłe jeansy i koszulkę z pentagramem. Sprawdziła ostrość swojego noża rozcinając sobie kawałek opuszka palca. Później wsadziła sobie go do ust i wyssała trochę krwi.
-Może też chcesz spróbować?
            Podsunęła mu skaleczoną dłoń pod nos. Facet był w wielkim szoku, nie wiedział co ma zrobić, powiedzieć, dziewczyna za bardzo go przeraziła. Przejechała palcem po jego wargach i zachichotała.
-Spróbuj, smakuje wspaniale. Boże! Nie, to nie!
            Zauważył na jej twarzy złość, teraz przestraszył się jeszcze bardziej.
-Jest ostry, więc nie będzie bardzo boleć kochanieńki. No i nie myśl sobie, że będziesz pierwszy. Mam duże doświadczenie w tych klockach. Lepiej nie błagaj mnie o litość, bo nie znam nawet znaczenia tego słowa. Nie licz też na to, że wyjdziesz stąd żywy. Nie jest mi nawet przykro, że cię zabiję. Zostałeś wyróżniony, powinieneś się cieszyć.
            Nachyliła się i pocałowała go w policzek.
-Nie ma co zwlekać, zaczynamy!
-Cleymore! Nie! Jeszcze możesz wszystko odwrócić! Nie musisz tego robić! Jeżeli pozwolisz mi żyć, to nie wniosę oskarżenia!
-Nie… nic z tego, zostałeś wybrany.
            Powłóczyła ostrym końcem po jego mostku w dół aż do pępka. Chłopak bardzo się starał, żeby nie zacząć szlochać i krzyczeć. Cleymore ucieszyła się, kiedy zobaczyła krew. Pochyliła się i przejechała językiem po ranie.
-Smakujesz świetnie!
-Cleymore, masz jeszcze szansę, żeby…
-Zamknij się, albo odetnę ci język!
            Teraz miała zagwarantowane, że będzie siedzieć cicho. Rozcięła mu skórę na klatce piersiowej prostopadle do tej pierwszej tak, że powstał krzyż. Była bardzo zadowolona ze swojego dzieła. Wyczuła dłonią po prawej stronie żebra. Wbiła pomiędzy dwa pierwsze nóż i przeciągnęła go w stronę lewej piersi, zatrzymał ją tylko mostek. Ofiara miotała się po łóżku jak opętana i w końcu wydała z siebie pierwszy krzyk. Powtórzyła tę samą operację z drugiej strony. Przez moment zastanawiała się, czy przypadkiem nie przebiła jego płuca, bo ciężko dyszał, później stwierdziła, że nie ma to żadnego znaczenia i wbijała ostrze pomiędzy pozostałe żebra. Zeszła z niego i podeszła do swojej torby. Wymieniła nóż na swój ulubiony. Wskoczyła z powrotem na łóżko.
-Wybacz, musiałam wziąć ten. Wiesz… to myśliwski nóż do obdzierania zwierzyny ze skóry, bardzo dobre i bardzo przydatne narzędzie.
            Pogłębiła rozcięcie na jego brzuchu, zanurzyła w nim prawie całe ostrze. Facet przy tym wydał z siebie przyjemny krzyk, piosenkę, którą uwielbiała. Pociągnęła nóż w stronę żołądka, rozcinając go przy okazji. Dopiero teraz zauważyła, jak dużo czerwonej cieczy z niego wyleciało. Cała pościel była bordowa. Nadgarstki mężczyzny były prawie poprzecinane przez liny.
-Mogłabym skrócić twoje cierpienie… nie wiem, nie wiem.
            Wytarła nóż o kołdrę i przyglądała się przez chwilę swoim dokonaniom. Męczył się, miał zaciśnięte zęby. Zrobiło jej się go żal.
-To już ostatnie pchnięcie… zaraz będziesz po drugiej stronie.
            Z całej siły wbiła mu nóż wszyję, przebiła tętnicę, krew się lała jak woda z rozwalonego hydrantu. Po chwili nastąpił zgon, był przed bramą niebios, a jej było coraz to bliżej do piekła.

11 komentarzy:

  1. wow. po prostu wow. aż zabrakło mi słów.
    trafiłam tu przez przypadek, ale to jedno z najoryginalniejszych opowiadań jakie czytałam. dość mam tych wszystkich historii o idealnych, słodkich dziewczynach, a twoja bohaterka jest naprawdę przekonywująca. i doskonale rozumiem jej uczucia - czasami sama chciałabym kogoś torturować i zabić. jestem bardzo ciekawa jak to się dalej rozwinie, dlatego pisz, pisz koniecznie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej :) Ifromuję Cię, że zmieniłm adres bloga. Uciekłam z onetu, bo miałam już go dość. Rozdział u Ciebie przeczytam jak będę mogła, bo teraz nie mam komputera. Jest w naprawie :( Pozdrawiam. http://zwierzenia-sunset-strip.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapraszam na trzeci rozdział Pryzmatu rzeczywistości, tyle że na innym portalu: http://wsluchaj-sie-w-szept-wiatru.blogspot.com

    Btw. Miło widzieć, że znowu coś dodałaś :) ; *

    OdpowiedzUsuń
  4. Serdecznie zapraszam na nowy, dwudziesty drugi rozdział opowiadania. Obiecuję, że wróciłam już na stałe i znów zabrałam się za pisanie opowiadania RockLikeSuicide (dawniej Goddamn). http://rocklikesuicide.blogspot.com/

    Zaraz zabieram się za czytanie!

    OdpowiedzUsuń
  5. To właśnie lubię: krew, ból i łzy. Zastanawiam się, co kieruje dziewczyną, co popycha ją do kolejnych zbrodni. I jak to jest z jej sumieniem, że za każdym razem odczuwa tylko i wyłącznie satysfakcję. I kim tam właściwie jest dla niej Gale? Jak blisko niej jest, że do tej pory nie odkrył jej mrocznej tajemnicy?
    Twoje opowiadanie jest dla mnie wielką zagadką.

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo mi się podoba i to tyle..yy nie umiem sensownie uzasadnić:P Alee pisz pisz, bo mnie wciągnęło :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Chciałabym serdecznie zaprosić na moje drugie opowiadanie o Guns N' Roses (okay, nie całkiem o Gunsach). Miałam opublikować je w dalekiej przyszłości, ale nie wytrzymałam i zrobiłam to już dziś. Na pewno nie będzie ono tak długie jak RockLikeSuicide (dawne Goddamn).
    Zapraszam więc na pierwszy rozdział "Morderca w Rainbow" - http://sunsethollywood.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Cholernie mi się podoba twoje opowiadanie. Ma niesamowity, intrygujący klimat...jednocześnie uwielbiam i nienawidzę Cleymore. Żal mi zabitego faceta;( Eve z dont-want-to-miss-a-thing, na onecie. Informuj mnie koniecznie, gg 789660

    OdpowiedzUsuń
  9. nowy rozdział na: http://wsluchaj-sie-w-szept-wiatru.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Info na: http://wsluchaj-sie-w-szept-wiatru.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. 56 year old Executive Secretary Aurelie Bottinelli, hailing from North Vancouver enjoys watching movies like "Craigslist Killer, The " and Ghost hunting. Took a trip to Kalwaria Zebrzydowska: Pilgrimage Park and drives a Bugatti Type 57SC Atalante. specjalne informacji

    OdpowiedzUsuń