Witam!
Zdaje się, że pan Rose ma dziś urodziny, życzymy więc rudzielcowi wszystkiego najlepszego!
Z tego rozdziału jestem bardzo niezadowolona, ale nie miałam mocy, żeby wymyślić i napisać coś innego.
Był przepiękny marcowy dzień.
Zero chmurek na niebie, nawet ludzie wydawali się mniej chamscy i wredni niż
zwykle. Weszła do niewielkiego sklepu muzycznego. Nie bywała tu często, ale jak
już zaszczyciła właściciela swoją obecnością, to wychodziła obładowana płytami.
Dzwonek sygnalizujący otwierane drzwi, dumnie zabrzęczał. Po przekroczeniu
progu jej nos został podrażniony przez zapach papierosów i od razu nabrał chęci
na zapalenie. Sprzedawca nawet się jakoś ożywił. Pomieszczenie wypełniała
piosenka Davida Bowiego, którego jakoś specjalnie nie lubiła. Weszła między
regały. Ominęła swój ulubiony dział.
-G… g...
-Może w czymś pomóc?
„Zawsze chcą kurwa pomagać, kiedy ich nie
potrzebuję!”
-Nie, dziękuję.
Obdarzyła
faceta miłym uśmiechem i szukała dalej.
-Czego szukasz?
-Płyty?
-Doprawdy? – Zaśmiał się. Myślał, że
to żart. – A jakiego zespołu?
-Guns… i coś tam dalej…
-Hmm… popatrzmy.
Stanął
trochę bliżej niej. Nie podobało jej się. Śmierdział tanią wodą kolońską.
Odsunęła się troszeczkę i pozwoliła mu działać.
-Guns n’ Roses, tak?
-Myślę, że tak.
-Która?
-Nie wiem…
-„Appetite for destruction” czy „G N’ R Lies”?
-Wezmę obie. Są jeszcze jakieś?
Nie
miała pojęcia, co go tak rozbawiło. Zadała normalne pytanie!
-Przepraszam, powiedziałam coś
śmiesznego?!
Bardzo
nie lubił, kiedy z niej kpiono, więc nic dziwnego, że podniosła głos na tego
przemiłego chłopaczka. Chyba wtedy zrozumiał, że dziewczyna na niego nie leci.
Zapłaciła za płyty i wyszła szczęśliwa ze sklepu. Wrzuciła je do swojego
skórzanego plecaczka. Odszukała w kieszeni od kurtki paczkę papierosów i
zapalniczkę. Musiała się trochę odstresować przez tego dupka.
Z
góry założyła, że ten zespół o pedalskiej nazwie nie będzie miał dobrego
materiału, który mógłby jej się spodobać. Preferowała starsze kapele pokroju
Black Sabbath, Led Zeppelin, Depp Puprle, a nie przepadała za nowymi
gwiazdkami, które nagrywają jedną dobrą piosenkę, robią do niej teledysk,
szczytują przez miesiąc na pierwszych miejscach w radiach, a potem są rzucani w
niepamięć. Zaczęła od tej, która na okładce miała krzyż z czaskami. W
międzyczasie zbiegła na dół zrobić sobie herbatę. Woda niemiłosiernie długo się
gotowała, zupełnie jak na złość!
Podobało
jej się to, co usłyszała. Muzyka wcale nie była taka głupia, jak sądziła. Była
melodia, dość dobry tekst, świetny wokal… gitara! I to wszystko połączone w
jedno… w Guns n’ Roses.
Ostatnia
noc… dlaczego rozmowa zeszła na ten temat? On wiedział, że jest sławny, ale
bolało go to, że pomyślała, że chce ją tylko zaliczyć i zapomnieć. Dawny Slash
zapewne by tak zrobił bez chwili zastanowienia, ale ten nowy, lepszy... nie,
nie zrobiłby tego. Czułby się z tym strasznie. Nie chciał nią sponiewierać. Z
resztą nie zależało mu tylko na seksie, chciał przecież czegoś zupełnie
innego. Rhoda… Rhoda była dziwna. Jej
humor zmieniał się bardzo szybko… była inna i nie wiedział, czy to jakoś
przypadało mu do gustu. Z resztą… nie była w jego typie. Poza tym, czy jego
serce było zdolne, żeby kochać, czy potrafił? Nawet jeśli… to nie była tą
jedyną.
-Zapomnij
o niej…
-Lilith?!
-Lilith?!
Ucieszył
się, kiedy usłyszał jej głos. Siedziała sobie wygodnie na kanapie i wpatrywała
się w swoje dłonie. Wyglądał tak cudownie. Jej wielkie oczy spojrzały na niego.
Chciała coś powiedzieć, ale nie mogła wyrzucić z siebie tego.
-Przepraszam…
wtedy na tym cmentarzu…
-Miałaś
prawo się zdenerwować.
-To
mnie nie usprawiedliwia wcale, ale… Slash… nie możesz myśleć o mnie w ten
sposób! Jestem kurwa martwa, nie rozumiesz?!
-Nic
na to nie poradzę. Serce nie sługa.
-Proszę
cię… tak nie może być. Jestem z innego świata…
-Nie
obchodzi mnie to.
-Jak
cię to kurwa może nie obchodzić?! To jest… poważna sprawa, nie rozumiesz?!
Błagam cię, zrozum, nie zmuszaj mnie, żebym odeszła już na zawsze!
-Nie!
Lil, nie możesz odejść! Ja… zabiję się wtedy!
-Nie
pierdol takich głupot!
-Nie
wierzysz mi?! Już raz prawie mi się udało.
-Nie
zrobisz tego, rozumiesz?! Masz szansę, żeby przeżyć wspaniałe chwile na tym
świecie, nie marnuj tego tak jak ja! Żałuję, każdego dnia… siedzę i mówię, jaka
to byłam głupia, żałuje, nie popełniaj moich błędów do cholery!
Hudson podszedł do niej
niepewnie. Chciał się przysiąść, ale ona gwałtownie wstała. Miał ochotę pogłaskać ją po policzku, ale uciekała od jego
dotyku. Nie chciała, żeby stał tak blisko, denerwowała się przez to jeszcze
bardziej. Zdawało mu się, że uroniła łzę…
-Dobrze
wiesz, że to nie ma najmniejszego sensu. Jestem martwa i okropna…
-Lil,
nie mów tak. Nie jesteś okropna lecz wspaniała.
-Nie,
nie pocieszaj mnie tak. Nie znasz mnie.
-Może
w swoich oczach jesteś zła, ale nie w moich.
Złapał
ją delikatnie za dłoń… objął jej policzki i wytarł kciukami płynące łzy…
przymknęła na chwilę oczy. Nie potrafiła na niego patrzeć… Czemu była taka
głupia? Nie powinna się pojawiać, powinna nadal być w ukryciu.
-Lil…
-Slash,
proszę cię. Później będzie już za późno.
-Ciii…
tęskniłem.
Musnął
delikatnie jej policzek… a potem usta. Odczuł tylko chłód, nic więcej… po
chwili trzymał w ramionach samo powietrze.
Krążyła
po pokoju. Nie lubiłaś być dręczona przez swoje sumienie. Czemu była taka
głupia? Czemu pytała się o takie rzeczy?! Narzuciła na siebie skurzaną kurtkę i
wyszła. Zastanawiała się, czy uda jej się trafić do jego domu… wtedy była
nawalona, było ciemno… teraz jest dzień i chyba będzie trudniej tam dotrzeć…
poza tym, mieszkał na drugim końcu miasta. Wsiadła w autobus. Nie była pewna
czy ten akurat dojedzie tam, gdzie by chciała. Może śmiesznie to zabrzmi… ale
to była pierwsza przejażdżka miejskim środkiem transportu. Zwykle wozili ją
rodzice, znajomi… kupiła bilet u kierowcy i zajęła pierwsze wolne miejsce przy
oknie. Obserwowała drogę, nadal nie była pewna, czy to właściwy bus.
Wysiadła
dopiero na ostatnim przystanku. Rozglądnęła się dookoła. Totalne pustkowie…
jednak… trafiła chyba do celu. Pamiętała, że przechodzili obok takiego
brzydkiego domu, który stał sto metrów od niej. Skręciła w węższą uliczkę, bo
chyba tak wtedy szli…
Zapukała
do drzwi… nie myliła się! Była we właściwym miejscu! Uśmiechnęła się uroczo do
gospodarza. Rzuciła mu się na szyję i pocałowała go w policzek na powitanie.
-Heeej! Mam nadzieję, że nie
przeszkadzam za bardzo… zadzwoniłabym, ale nie mam twojego numeru i…
-Nic się nie stało, wejdź.
Wpuścił
ją do środka. Rhoda była naprawdę uradowana, sama nie wiedziała czemu. Może
dlatego, że spotkała w końcu kogoś, przy kim dobrze się czuła, z kim się
dogadywała…
-Slash… chciałam cię przeprosić za
wczoraj… ta ostatnia rozmowa nie powinna była mieć miejsca i… nie byłam sobą,
byłam nietrzeźwa i… przepraszam…
-Rhoda… nic się takiego nie stało. U
mnie takie rozmowy są na porządku dziennym, nie przejmuj się.
-Ale strasznie mi głupio, bo… wtedy
zachowałam się gorszej niż dziwka, a ja naprawdę taka nie jestem!
-Naprawdę, to nic takiego. Ale wiem,
jak możesz odpokutować.
Jej
oczy zabłysnęły. Zaczynała mieć brudne myśli? Chyba tylko to jej przyszło na
myśl.
-Tak?
-Taa… mamy dzisiaj mała imprezkę z
zespołem… może poszłabyś ze mną?
-Mówisz serio?! - Ucieszyła się jak
małe dziecko.
-Jak najbardziej. Z resztą… nie
znasz jeszcze całego składu Guns n’ Roses, więc…
-Uwielbiam Cię!!!
Zaczynała
mieć dość tego pieprzonego świata. Slash z każdym dniem wkurzał ją coraz
bardziej. Jego zachowanie ją irytowało, a nic z tym nie mogła zrobić.
Wspominała wszystkie chwile, które z nim spędziła. Wtedy było miło, rozmawiali,
śmiali się, a teraz wszystko się waliło jak domino. Czuła, że z jej serca nie wiele zostało…
topiła się w swoich łzach… potrzebowała pomocy, ale kto się nią przejmuje?
Szła
rozwścieczona ulicą. Wiatr rozwiewał jej długie włosy, co rozwścieczało ją
jeszcze bardziej. Wszystko ją wkurwiało. Nie przepraszała, kiedy potrącała
kogoś ramieniem, ludzie się oglądali, ale nic nie mówili. Stawiała duże kroki…
jednak z każdym krokiem nie było lepiej. Kipiała, robiła się czerwona. Nie
rozumiała gry Slasha. Raz był taki a potem taki, gubiła się w tym, on pewnie
też. Ujrzała w oddali most… duży, czerwony most przechodzący z jednej strony
ulicy na drugą. Uśmiechnęła się do siebie i zmieniła początkowy zamiar
zrównania Hudsona z ziemią.
Spojrzała
w dół. Może wysokość nie była za duża, ale w dole widziała mnóstwo szybko
przejeżdżających samochodów. Jakimś cudem wdrapała się na murek. Rozłożyła
dłonie i przymknęła oczy. Wiatr głaskał jej twarz… nikt nic nie mówił, nikt nic
nie słyszał, nikt nie widział spadającej dziewczyny, nikt nie widział
dziewczyny rozjechanej przez kilka samochodów.
Usiadła
i rozglądnęła się. Śmiała się w niebogłosy, kiedy kolejne pojazdy przez nią
przejeżdżały. Powoli wstała i otrzepała się z kurzu. Jak gdyby nigdy nic
opuściła jezdnię… podobne rzeczy robiła wiele razy. Łudziła się, że w końcu się
uda i zniknie na zawsze, ale z drugiej strony dawało jej to wielką frajdę.
Takie bezsensowne i bezcelowe próby samobójstwa, który już nigdy się nie
powiodą.
Owa
impreza, na którą Slash zaprosił tą zdzirę miała się odbyć w domu na Sunset
Strip. Nie było trudno zgadnąć, gdzie dokładnie… już słyszała głośną muzykę i
co jakiś czas potykała się o puszkę piwa, albo wdeptywała w rozbite szkło.
Musiała przyznać, okolica była dość przyjazna. Przy wejściu stała obściskująca
się para, która tylko wywołała u niej odruch wymiotny. Nie zawracając sobie
nimi głowy, przekroczyła próg. W środku było pełno ludzi… ubranych w skóry albo
oczojebne kolory. Czasem trudno było się połapać, kto jakiej jest płci.
Zdecydowanie dobrze się tu czuła… teraz żałowała, że jest osobistością z
zaświatów i raczej nie może się porządnie zabawić z żadnym facetem, a kilku już
wpadło w jej oko. Na kanapie rozpoznała rozwalonego Duffa całującego się z
Shelly, nie sądziła, że tak dług będą ze sobą. Ale cieszyła się ich szczęściem.
Izzy stał pod parapetem, władował w coś w siebie, było to widać… ale nigdzie
nie widziała Slasha ani Rhody. Z salonu przeszła do kuchni… po obejściu parteru
pobiegła zbadać górę. Nie przejmowała się, że pokoje były zajęte i wypełnione
miłością. Otwierała drzwi bez większego skrępowania. Aż w końcu natrafiła na
osoby, których szukała… zamarła, jeśli można tak powiedzieć, kiedy zobaczyła
ich razem… nagich… w jednym łóżku. Gitarzysta spojrzał w jej kierunku. Lilith
trzasnęła drzwiami z impetem i wybiegła z płaczem z tego budynku.
-Co to było?!
-Nic, nic… pewnie wiatr.
Uspokoił
ją Slash i uśmiechnął się. Pogłaskał dziewczynę po policzku i zatopił się w jej
ustach. Rhoda wplotła dłoń w jego włosy i przyciągała go mocniej do siebie.
Chciała więcej i więcej. Przełożyła nad nim nogę i klęknęła. Usiadła na jego
członku i zaczęła powoli poruszać biodrami. Hudson gapił się w nią jak
zahipnotyzowany. Była taka urocza… przepiękna. Powoli się podniósł, a ona
zarzuciła mu ręce na kark. Patrzyła mu w oczy i zaczęła po cichu dyszeć…
Gitarzysta objął ją w tali i przewrócił ją na plecy. Teraz to on był na górze i
to on dyktował tępo. Jego kochanka wygięła się w lekki łuk i krzyknęła z rozkoszy…
Mulat
położył się obok niej. Przyległa do niego swoim ciałem, a on ucałował ją w
czoło.
-Byłaś wspaniała.
-Ty również.
-Dziękuję.
-Slash! Nie jestem dziwką, więc nie
dziękuj!
Hudson
zaproponował jej nocleg u siebie, nawet się nie zastanawiała, zgodziła się od
razu. Nie mieli pojęcia, o której byli u niego, ale było cholernie późno, a oni
ledwo żyli.
-Napijesz się czegoś?
-Nie dzięki… - ziewnęła i zasłoniła
usta dłonią. – Mogę skorzystać z prysznicu?
-Nie zadawaj głupich pytań…
kochanie.
-Kochanie? – Na jej twarzy pojawił
się szeroki uśmiech.
-Wybacz…
-Nie. Slash, nie przepraszaj mnie za
to, jak mnie nazwałeś.
Podeszła
do niego i wtuliła się w niego. Zaskoczyło go to trochę, ale nie miał nic
przeciwko.
-Idź się umyć.
-Dobra, dobra. Wiem, że śmierdzę.
-Wręcz przeciwnie…
Rhoda
obdarowała go czułym pocałunkiem i starał się wejść na piętro, co było trudne w
stanie nietrzeźwym. Slash odwiesił swoją kurtkę na wieszak i rzucił buty w kąt.
Podrapał się po głowie i udał się do kuchni. Zapalił światło…
-Kochasz
ją, prawda?!
-Lilith?!
-Nie,
kurwa święty Mikołaj! Zakochałeś się w tej szmacie?!
-Lil,
spokojnie…
-Zamknij
się!
Dopiero teraz się jej przyjrzał.
Wyglądała okropnie. Miała rozczochrane włosy, podartą koszulkę, spodnie…
rozmyty makijaż. … chociaż na swój sposób wyglądała w dalszym ciągu uroczo.
Przypominała nawet słodszą wersję Coopera. Łzy ciągle płynęły po jej policzku.
Nie rozumiał, czemu go atakowała… sama chciała, żeby kogoś znalazł.
-O co ci chodzi?!
-Nawet
nie wiesz, jak bardzo cię nienawidzę! Jesteś…
-Sama
chciałaś, żebym kogoś miał!
-Wiem!
Ale… oh, jaka ja jestem głupia!
Uderzyła czołem o ścianę i
krzyknęła głośno. Chłopak niepewnie do niej podszedł. Chciał ją objąć, ale
odwróciła się gwałtownie. Jej oczy aż żarzyły się od złości, nigdy nie widział
jej w takim stanie.
-Ty… ty nadal coś do mnie czujesz.
-Brawo!
W końcu to skumałeś! Mogłabym robić na tym świecie cokolwiek bym chciała, ale
jestem tu, przy tobie! Pomagam ci i… czemu… głupia, naiwna suka! Co ja
najlepszego zrobiłam?!
Zsunęła się na podłogę i ukryła
twarz w kolanach. Mulat kucnął przy niej i niepewnie pogłaskał ją po włosach.
-Nie
chcę żyć. Zrób coś, żebym przestała istnieć, proszę cię. Ja już nie daję rady… już
nie raz chciałam zniknąć, ale się nie udawało. Wezwij egzorcystę, kogokolwiek!
To tak strasznie boli… spal moje kości, może to pomorze…
-Lilith… proszę cię, nie mów tak.
Jesteś w moim życiu bardzo ważną osobą i…
-Jesteś.
Pierdolonym. Egoistą! Myślisz tylko kurwa o sobie! Nie obchodzi cię to, co
czuje, co się ze mną kurwa dzieje! Mam tego dość! Życzę szczęścia z tą głupią
pizdą!
Poderwała się i wybiegła z
pomieszczenia, zostawiając go samego z tabunem myśli. Jak zwykle Lil miała
rację, był pieprzonym egoistą… Zgasił światło i wyszedł. Udał się na górę do
sypialni. Jego gość już w niej był, leżał w łóżku i najwyraźniej oczekiwał go.
-Z kim rozmawiałeś?
-Telefon zadzwonił.
-Po twojej minie wnioskuję, że coś
się stało…
-Nie, to nic takiego.
Wspaniały, naprawdę Ci się udał ten odcinek :D
OdpowiedzUsuńCiesze się, że się podoba ;)
UsuńRany, ten sprzedawca był dokładnie taki jak koleś w aptece tydzień temu. Tak mnie zirytował... mała głowa!
OdpowiedzUsuńJak zobaczyłam imię Lilith to od razu pomyślałam o pierwszej żonie Adama (tego od Ewy), która jest kobietą demonem, miałam nawet okazję czytać w ubiegłym roku książkę Olgi Rudnickiej "Lilith", polecam.
Czyli nasza Lilith jest duchem zmarłej dziewczyny... Niewykluczone, że zmarłej dziewczyny Slasha?
Podejrzewam, że zemści się na Rhodzie albo na Hudsonie. Mam tylko nadzieję, że nikomu nic złego się nie stanie, mimo wszystko.
Nie ma to, jak miec w swoim zyciu zadrosnego ducha. Dobra, trochę mnie rozbawiła ta sytuacja, bo faktycznie Lil sama na poczatku chciała, aby Slash sobie po prostu zył, a jak sobie zaczął zyc, to ona zaczęła robic sceny. No i tak sie znika i pojawia.. egzorcysta napewno by się przydał. :P
OdpowiedzUsuńA dlaczego Guns N Roses to pedalska nazwa?
Kiedyś interesowałam się takimi rzeczami.
OdpowiedzUsuńKsiążki Rudnickiej dobrze się czyta, zaliczyłam wszystkie ;)
Musze nadrobić zaległości, ale ostatnio jestem tak zaganiana... I jeszcze mam małe problemy ze zdrowiem, więc najchętniej to cyklon B i do pieca.
Wykorzystaj ten pomysł ;)
Jakby Slash był z Lil, to by było.. ciekawie? Haha..
OdpowiedzUsuńNie wiem czy znajdziesz ją w formie elektronicznej, może po prostu przejdź się do biblioteki.
OdpowiedzUsuń"Lilith" To taki trochę kryminał. Znikające nastoletnie blondynki, sekta... Polecam!
Mam po prostu problemy z zębami, haha.
Nadrobiłam wczoraj wszystko i już wiem, kim była/jest Lilith :)
Lilith zachowuje się dziwnie. Raz sama każe Slashowi znaleźć dziewczynę, a innym razem jest wielce zazdrosna o nią... Mimo że jest duchem i wie, że nie ma szansy na taką miłość jak żywi. Ale w sumie to trochę mi jej żal. Próbuje dla Slasha jak najlepiej, mimo że ją skrzywdził, ale przy okazji nie pomaga sobie.
OdpowiedzUsuńCzemu nie jesteś zadowolona z tego rozdziału? Bo mi się bardzo podoba :D
Nie wiem dlaczego, ale Lilith z jednej strony budzi we mnie współczucie, ale z drugiej irytację... została pokrzywdzona przez Slasha, ok. Ale zaczęła go nawiedzać po to, żeby kogoś sobie znalazł, a teraz pokazuje jakieś fochy. O co jej chodzi? Dziwne to wszystko...
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie na nowy rozdział :*
OdpowiedzUsuńSiemka, świetne ope. Jutro postaram się napisać jakiś sensowny koment bo dzisiaj głowa mi nie pracuje. Zapraszam do Siebie na my-own-paradise-city.blog.onet.pl zamieściłam mały video - prolog do nowego ope. licze ze sie spodoba...
OdpowiedzUsuńNo to miłej lektury, bo książka wg mnie naprawdę warta przeczytania. Jest napisana prostym językiem, ale wciąga jak chol.era.
OdpowiedzUsuńZapraszam na NN ;))
OdpowiedzUsuńSerdecznie zapraszam na czternasty rozdział opowiadania: http://goddamn.blog.onet.pl/
OdpowiedzUsuńNowy rozdział http://slodki-sen-rock-n-rolla.blog.onet.pl/ zapraszam :)
OdpowiedzUsuńWolałabym się nie dzielić z nikim taką wiedzą i doświadczeniem.
OdpowiedzUsuńAmy zła? Nie... to Gunsi są bardzo źli i całkiem nie fair wobec niej.
Nie zawsze takie białe ;P
OdpowiedzUsuńTo jest jakieś wytłumaczenie, ale nie usprawiedliwienie. Oni wszyscy są pogrążeni w milionach kłamstw, zauważyłaś to? ;D
Prowadzi do kłamstwa. Oni przez to niemówienie prawdy to w końcu naprawdę coś odwalą, ech. Tak myślę.
OdpowiedzUsuńNo w sumie Izzy jest jego kumplem. Chciał się wygadać. Czuł, że sprawa zaczyna mu potwornie ciążyć i z dnia na dzień taka świadomość jest dla niego co raz gorsza.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że tylko jednostki potrafią żyć w kłamstwie. Ale do tego to trzeba mieć chyba nieźle silną psychikę. Ja bym się szybko wyłamała...
Joe... no mógł nie wrzeszczeć na Katarzynę, ale denerwowała go ta sytuacja. Dziewczyna zachowywała się dziwnie. Miał tego po dziurki od nosa.
Zapraszam do mnie na dodatek :)
OdpowiedzUsuńTeż tak myślę, sytuacja bez wyjścia, po prostu. No, ale teraz w końcu coś zaczęło się dziać i pójdzie albo w dobrym, albo w złym kierunku.
OdpowiedzUsuńZobaczymy.
OdpowiedzUsuńKiedy nowość u Ciebie?
To postaraj się, postaraj, bo czekam niecierpliwie :)
OdpowiedzUsuńNie marudź! ;)
OdpowiedzUsuńGłupstwa gadasz i już!
OdpowiedzUsuńBędzie scena erotyczna?! :O Dawaj, dawaj, dawaj!
OdpowiedzUsuńNo co? ^^ Taka już jestem!
OdpowiedzUsuńPozwól, że ja go ocenię.
OdpowiedzUsuńChyba wręcz przeciwnie. We wcześniejszych rozdziałach Joe nawet często u nich bywał.
OdpowiedzUsuńCzasem da się z tym żyć... ale jest z tym ciężko. Prędzej czy później pojawiają się wyrzuty sumienia itd.
Ale wtedy nie myśli się o spokoju. Dopiero potem człowiek zdaje sobie sprawę z tego, że mógł jakąś sprawę załatwić inaczej, spokojniej.