Czy kontynuować dodawanie rozdziałów

2 października 2011

I was in my mind and I saw... - 8

Witam czytających!
Mam ostatnim czasem dużo na głowie, więc czasu na pisanie zapewne nie będzie...
Coś mi się wydaje, że niedługo skończę to opowiadanie i zabiorę się za nowe, tylko muszę zrealizować w nim kilka rzeczy:)
Za błędy przepraszam z góry.
Powiem tyle, że tylko połowa tej części była planowana a druga to kompletne lanie wody
Miłego czytania.



            Nie lubiłam w ten sposób, ale nie mogłam protestować. To tylko kilka minut, nie długo. Jak zwykle musiałam w tym czasie o czymś myśleć, o czymś przyjemnym, żeby nie wybuchnąć płaczem. Było mi coraz trudniej powstrzymywać łzy. Moja sytuacja w domu, Jeff, szkoła… nagle wszystko zwaliło mi się na głowę. Jestem tylko Su, nie Bogiem! Nie daję rady, który to już raz? Jedyna myśl, jaka krąży mi w głowie „weź ten nóż i się potnij kobieto!” Naprawdę mam ochotę to zrobić… zrobić cokolwiek, żeby już nie cierpieć. Nie chcę się już bawić w życie. Ciągle przegrywam i mam tego dość, dość tego wszystkiego i wszystkich.
            Podparłam się na łokciach i oparłam głowę o materac. Nie lubiłam, kiedy mamy nie było w domu… Akurat wtedy była potrzebna… w chwilach, kiedy błagałam, żeby siedziała za ścianą… To nie jej wina – tłumaczyłam tak sobie. Nie wiedziała przecież, co tu się dzieje… a może po prostu nie chciała tego wiedzieć? Tak nie wygląda normalna rodzina. Ojcowie nie kochają w ten sposób swoich dzieci… Co jest ze mną nie tak? Zrobiłam coś źle? Jeśli tak, to Boże wybacz mi! Poprawię się, już nie będę zła, zmienię się, ale błagam…
            Podciągnął spodnie i wyszedł z mojego pokoju. Jestem gorsza od tych wszystkich dziwek…


            Leżeliśmy we dwoje na polanie. Oglądaliśmy puszyste chmurki. Pogłaskał mnie po policzku. Uśmiechnęłam się i spojrzałam na niego. Jego oczy… hipnotyzował mnie wzrokiem, swoimi ciemnymi tęczówkami. W każdym calu był moim ideałem. Uspakajał mnie swoim jestestwem. Przysunęłam się do niego. Milimetry dzieliły nasze usta… w końcu zrobił ten ruch. Był taki czuły, delikatny, takiego jakiego go uwielbiałam. Pogłębiałam pocałunek. Nasze języki odstawiały szalony taniec, pożądałam go bardzo… Zaczął się powoli podnosić, nie odrywając swoich ust i klęknął nade mną. Odgarnął mój kosmyk za ucho… znów utonęłam w jego wzroku… Łzy płynęły mi po policzkach. Nad sobą miałam tylko biały, zwyczajny sufit. Byłam sama w swoim pokoju z tęsknotą do Jeffa.


            Wiedziałam, że jak tego nie zrobię, to… teraz albo nigdy. Patrzyłam się na niego od dłuższego czasu. Trudno jest zacząć, zrobić cokolwiek. Wzięłam głęboki wdech i poszłam w jego stronę. Uśmiechał się do kogoś… teraz zobaczyłam do kogo. Stanęłam jak wryta. Oczy mi się zeszkliły… Odwróciłam się, chciałam uciec, ale ktoś zrobił mi za ścianę.
-Wyglądasz na waleczną dziewczynę Su.
-Wygląd to nie wszystko.
-Zamierzasz odpuścić?
-Sam wybrał, co dla niego lepsze.
-Lepsze? Ty jesteś od niej lepsza.
-Wybrał…
-Walcz o niego!
-Nie. To już koniec. Nic dla niego nie znaczyłam.
-Przecież tylko gadają.
-Spójrz na niego, jest z nią szczęśliwy.
-Z jaką nią?
            Rudy patrzył na mnie wściekle. Ścisnął moją rękę i pociągnął za sobą. Zapierałam się z całych sił, żeby nie iść w tamtą stronę! Był znacznie silniejszy. Pchnął mnie „lekko” za ramię. Isbell zmierzył mnie wzrokiem. Jak zwykle przybrał obojętny wyraz twarzy.
-Su chce ci coś powiedzieć.
-Słucham.
-Między nami…
-Jesteś z nim szczęśliwa. Widać to.
            Spojrzał na Billa z pogardą i odszedł wraz ze swoją słodką byłą, albo już nie byłą dziewczyną. Zatkało mnie, nie wiedziałam, co powiedzieć, zrobić… Chłopak nadal postanowił mnie za sobą wlec. Chyba wiedział, że zaraz wybuchnę mu płaczem i chciał oszczędzić mi publicznego upokorzenia. Schowałam się za dłońmi. Nie mogłam przy nim okazywać swojej słabości. Zachował się bardzo przyzwoicie. Zgarnął mnie ramieniem i przytulił do siebie. Nie sądziłam, że stać go na okazywanie jakichkolwiek uczuć.
-Okręciła go sobie wokół palca…
-Nie tłumacz go! Nic już dla mnie nie znaczy!
            Żałowałam? Może trochę… szczególnie tego, że znał trochę moich tajemnic i mógł je bardzo dobrze wykorzystać przeciwko mnie. Tego się tylko bałam, ale chyba nie był aż takim chujem.


            Rozmyślałam nad tym, co mi powiedział… czyli… Ale debil z niego! Uważał, że ja i Bill… Nie to nie możliwe! Przecież tylko ze sobą gadaliśmy, nawet rzadko… nie rozumiem. Nie widywał nas razem… może raz się na nas natknął, jak szliśmy po mieście w ciszy, ale… chyba mam prawo spotykać się, z kim chcę, rozmawiać, z kim chcę! Skreślił mnie po tym?!
            Zerwałam się z ziemi i postanowiłam to sobie z nim wyjaśnić. Nie mogłam tak tego zostawić… coś jednak wniósł do mojego życia, zawrócił mi w głowie i…
            Zapukałam do drzwi. Głucha cisza. Odczekałam chwilę i usłyszałam leniwe kroki.
-Su?! Co ty tu robisz?!
-Chcę pogadać…
-Chyba dość jasno określiłem naszą sytuację.
-Chcę pogadać. Chyba możesz mi poświęcić dwie minuty do cholery!
            Widziałam tę chęć, jaką prezentował swoją postawą. Wyszedł na zewnątrz i zamknął za sobą drzwi.
-Słucham?
-Co ci strzeliło do głowy?! Skąd ten pomysł, że łączy mnie coś z Billem?!
-Nie ściemniaj, że jest inaczej.
-Bo jest inaczej!
-To które z was kłamie?! On czy ty?!
-Że co?!
-Sądzisz, że rudy niczego mi nie mówił? Tego jak wspaniale się razem ze sobą dogadujecie, jak miło spędzacie czas…
-Nie mogę się zadawać z nikim oprócz ciebie?!
-Możesz, ale…
-Sądzisz, że bym cię zdradzała?!
-Zdradzała?! Chyba po ognisku coś sobie powiedzieliśmy!
-Zerwaliśmy, tak?! Uważałeś tamto za koniec?!
-Ty to niby nie?!
-To była tylko kłótnia Jeff… problem, który można było na spokojnie rozwiązać. Jak widać, wyszło to na lepsze, bo jesteś szczęśliwszy z nią. Życzę szczęścia w życiu!
            Miało być zupełnie inaczej! Miał mi się rzucić na szyję, pocałować i powiedzieć „Su wszystko będzie dobrze. Teraz zawsze będziemy razem”. Czemu ja jestem taka głupia i wymyślam takie rzeczy?! Przez nie bardziej cierpię…
           

            Była noc. Nocą różne rzeczy się dzieją, to wiadome. Ale lubię te porę dnia. Podciągnęłam rękawy, bo rzecz jasna było trochę chłodnawo. Mijałam cmentarz. Spojrzałam na niego z tęsknotą. Wspomnienia z dzieciństwa napłynęły. Kochałam tatę, był dla mnie dobry. Nie pamiętam go za dobrze, nie pamiętam jak wyglądał, ale pamiętam, jakimi uczuciami go darzyłam. Miałam z nim tylko jedno zdjęcie. Reszta w bardzo dziwny sposób zginęła płonąc w kominku. „Przynajmniej będzie nam ciepło” – tak tłumaczyła to mama. Nie wiem, czemu go nie lubiła… nigdy o tym nie gadałyśmy… Wiedziałam, że po prostu leży zakopany tam, na cmentarzu, pod stertą ziemi w dębowej trumnie. Skręciłam w tamtą stronę. Nie mam pojęcia, czemu brama była zamykana na cztery spusty. Nie sądzę, żeby ktoś chciał zrabować trumny w poszukiwaniu jakichś skarbów i zapewne nieboszczyki nie zmartwychwstałyby. Wspięłam się po metalowych wrotach – żaden problem. Bałam się? Nie było czego. Wspaniale to miejsce na mnie działało. Wyciszyłam się. Serce wcale nie zaczęło mi bić szybciej. Przynajmniej byłam pewna, że jestem tu sama pośród martwych ludzi. Przechadzałam się dróżkami w poszukiwaniu nagrobka z moim byłym nazwiskiem.
            Przez dłuższy czas stałam ze skrzyżowanymi rękoma na piersi i gapiła się na kawał marmurowej płyty. Chyba nie docierało do mnie, że tam na dole leży mój tatuś. Upadłam na kolana i schowałam twarz w dłoniach. Dotarło? Płakałam… Coś we mnie pękło. Zrozumiałam, że gdyby nie ten pierdolony, pijany kierowca, to moje życie byłoby bajką a nie koszmarem!
            Nie chciałam stamtąd wracać. Z chęcią zamieszkałabym obok ojca, naprawdę. Nie była to zbyt przyzwoita godzina na powrót. Szykowałam się psychicznie na kłótnie, krzyki, wyzwiska… Postanowiłam pójść na skróty. Chyba nie liczyłam się z tym, że o tej porze może być tam niebezpiecznie. Moja głowa była zajęta zupełnie czymś innym niż racjonalnym myśleniem. Ktoś mnie szarpnął za ramię, nie zdążyłam nic powiedzieć, a zostałam przyparta do mury. Napastnik zasłonił mi usta brudną łapą, żebym nie krzyczała. Użyłam swoich zębów, wrzasnął. Chwyciłam go za ramiona i kopnęłam z kolana w jego najczulszy punkt. Miałam dosłownie kilka minut na ucieczkę. Biegłam ile miałam siły w nogach. Oglądnęłam się za sobą, podążał za mną. Był szybki, był blisko. Pchnął mnie, upadłam. Klęknął nade mną. Chciałam się wyrwać, ale nie dawałam rady. Byłam za słaba a on za silny. Uśmiechał się do mnie złowieszczo. Jego oczy błyszczały w mroku. Wiedziałam, co zamierza zrobić, dlatego krzyczałam, do puki nie zatkał mi ust swoimi. Chciałam go kopnąć, zrobić cokolwiek, żeby mnie zostawił w spokoju. Rozerwał mi koszulkę, żeby dostać się do mojego biustu. Do oczu napływały mi łzy, byłam bezbronna. Nie dość, że ojczym, to jeszcze ten… Błagałam go, żeby przestał, nie słuchał. Czuć od niego było alkohol… modliłam się cicho, żeby już skończył, ale on dopiero zaczynał. Usłyszałam znajomy głos. Napastnik został zepchnięty ze mnie, zaliczył też kopniaka w brzuch i w krocze. Jeff… to był Jeff! Podał mi dłoń i pomógł wstać. Pobiegliśmy przed siebie, jak najszybciej. Nie wiem gdzie, podążałam za nim, ufałam mu. Znaleźliśmy się w innej uliczce, a po drugiej stronie widzieliśmy już światła centrum. Dyszałam, trzęsłam się, płakałam.... Isbell przytulił mnie do siebie i próbował uspokoić Jego starania poszły na marne.
-Su, już dobrze. Jestem przy tobie, nic ci nie grozi.
            Wtuliłam się w niego jeszcze bardziej. Moczyłam mu koszulę, nie potrafiłam się powstrzymać. Nawet nie wiedział ile przeszłam przez ten czas, kiedy mnie ignorował. Tak bardzo mi brakowało jego ciepłych, silnych ramion ochraniającą mnie przed złem, pocieszających, ogrzewających… Nie jestem pewna tego, czy się przestraszyłam… w końcu to nie był mój pierwszy raz bez własnej woli, ale… nie wiem. Jestem za bardzo przejęta tym, że mnie do siebie tulił!

            Martwił się tym, co się stało. Myślał, ze ja się tym bardzo przejęłam. Prawda była zupełnie inna. W domu działy się gorsze rzeczy, więc nie zawracałam sobie głowy tamtą próbą gwałtu… Ale podobało mi się to. Był i to było dla mnie najważniejsze! Był ze mną, był obok mnie, był, kiedy go potrzebowałam, cały czas. Starał się nie spuszczać mnie z oka. Odprowadzał mnie do domu po szkole czy naszych spotkaniach a rano do niej przyprowadzał.
-Su, czemu taka jesteś? Wiem, że się boisz, że jest ci przykro, nie ukrywaj tego.
-Jeff… to nie było dla mnie straszne. W życiu spotykają mnie gorsze rzeczy. Tamto, to było dla mnie nic…
-Jak to???
            Patrzył się na mnie z wielkim zdziwieniem. Westchnęłam ciężko. Wahałam się. Nie byłam pewna czy to czas, żeby w końcu poznał prawdę. Wróciliśmy do siebie zaledwie kilka dni temu. Nie miałam stu procentowej pewności, że się odwróci, ucieknie ponownie…
-Nie chce o tym mówić, nie teraz.
            Musiałam udawać, że płaczę, żeby nie naciskał. Miło było z jego strony, ze chciał pomóc, ale nie mógł teraz się dowiedzieć o moich igraszkach z ojczymem. Jeszcze nie teraz…

9 komentarzy:

  1. ooooooo... jak ja cie kocham ze Isbell wrocil do niej! i zas mu nie powiedziala grrrr!
    yhm... jk mozna bylo pomyslec ze ona i Axl... ugh! :D
    skad Jeff wiedzial ze ma jej szukac tam i ze bedzie potrzeowac pomocy?

    OdpowiedzUsuń
  2. Ostanio coś mam problemy z komentowaniem, bo blogspot chyba mnie nie lubi i nie chce dodać ode mnie komentarza :(
    Hmm no to w końcu było coś o ojcu Su. Zginął w wypadku, bo jakiś pijany idiota na niego najechał... i jaka to ironia losu? Jedna chwila, ktora zabrała jednego człowieka zniszczyła życie następnemu. No nie dziwie sie, że jak do Su dotarło, że jak by jej ojciec nie zgonął, to zycie by było bajką tak zaregowała.
    Hmm.. Jeff ja sledził, czy co? Czy moze tez sobie tam chodził w tej okolicy? No tak sie pojawił znikąd, ale dobrze, że tam był. W sumie to własnie. Su i tak chyba już to większej róznicy nie robiło, a jakby nie było, to pomogło to w ich realcjach. I znów ironia losu. O słodka ironio...

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmm.. no to Jeff miał szczescie heh.. Bo jednak Lafayette to nie jest taka wioska, gdzie mamy tylko 10 domków. Ha. Kiedyś na takiej mieszkałam. Ale było zaje.boscie. Wszyscy to jednak wielka rodzina :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak dla mnie to oboje mieli szczescie. Su, ze Jeff ja uratowal, Jeff ze na nią trafił. No a ten gosciu to nie mógł jej zabic, bo wtedy wiesz.. głowna bohaterka ginie i mamy troretycznie koniec bajki. No chyba ze mozna by było pociangnac potem tylko o Jeffie heh.. Hmm ogólnie to byłam na tyle mała, ze mi nie przekszadzało to, ze wszyscy o wszystkich wiedzieli. Jeszcze tego nie rozumiałam, ale powiem Ci, ze sa wady jak i zalety takiego życia. Gorzej tylko, kiedy mieszkancy palaja do siebie ogólna niechecia

    OdpowiedzUsuń
  5. Kasia poszła do niej z zamiarem wytłumaczenia jej, że Joe ma jej naprawdę dosyć, ale w ostatniej chwili zrezygnowała z takiego zamiaru.

    i obiecuję, że przeczytam wieczorem!

    OdpowiedzUsuń
  6. Boże tak mi głupio. Miałam nadrobić, a się jeszcze w sobie nie zebrałam. Przepraszam, w końcu się jakoś zmobilizuje.
    Na razie informuję, że u mnie 5 rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  7. no to ja cię zapraszam do siebie http://slodki-sen-rock-n-rolla.blog.onet.pl/ :)

    a tymczasem nadrabiam zaległości :).

    OdpowiedzUsuń
  8. Nowe w 100% poświęcone Metallice opowiadanie na My-Own-Paradise-City.blog.onet.pl Zapraszam

    OdpowiedzUsuń
  9. jezu... wreszcie mogłam normalnie dokonczyć czytanie. wcześniej jak tylko zaczęłam to ktoś mnie z kompa zganiał.

    a więc...

    szkoda, że we wcześniejszych rozdziałach Su i Izzy się tak od siebie oddalili. jakaś dziwna była Stradlina i Axl wybawca... całe szczęście, że Izzy był w pobliżu kiedy ten koleś ją napastował. mam nadzieję, że teraz będzie tylko lepiej.

    OdpowiedzUsuń