Czy kontynuować dodawanie rozdziałów

30 października 2011

I was in my mind and I saw... - 10

Witam serdecznie!
W końcu udało mi się to cholerstwo skończyć! Ogólnie miało to wyglądać troszkę inaczej, ale brakło mi już siły, żeby jeszcze nad tym posiedzieć.
Przewiduję jeszcze jedne rozdział... może dwa, jak się postaram. Trochę żal mi się rozstawać z tymi bohaterami, cóż...
PS Jakbym komuś nie wysłała powiadomienia o nowym rozdziale, to bardzo przepraszam, ale jak widać, nie mam listy linków na blogu, wiec lecę z pamięci.
PS 2 Za błędy, powtórzenia i inne takie przepraszam.




            Minęły dwa dni odkąd Jeff porwał mnie z domu. Porwał, tak to dobre słowo. Brakowało tylko tego, żeby wyrzucił mnie przez moje okno. Nie chciałam tego robić. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, jakie pociągnie to za sobą konsekwencje. Będzie boleć… bardzo boleć. Isbell z jednej strony się cieszył, że dzielę z nim jego pokój, ale z drugiej miał już głęboko dość moich bez ustających szlochów. Ma to, czego sam sobie zażyczył!
-Skarbie, przecież będzie dobrze. On cię już nie skrzywdzi.
-Czy ty naprawdę nic nie rozumiesz?! On mnie w końcu znajdzie i dorwie!
-Przecież wyjedziemy…
-Nie Jeff, mylisz się, ja nigdzie się z tego miasta nie ruszam. Nie uciekam!
-Su, nadal chcesz być do cholery darmową dziwką tego…
            Poniosła go złość. Zamilkł, ja się tylko zapowietrzyłam i nie mogła uwierzyć w to, co przed chwilą padło z jego ust. Nie sądziłam, że może mnie w ten sposób nazwać, nie on… nie mój cudowny, bez żadnej wady Jeffy…
-Nie, Su, ja… przepraszam, nie chciałem.
-Nie pogrążaj się bardziej.
            Powiedziałam ze stoickim spokojem i odeszłam od niego. Nie chciałam pokazywać, że zrobiło mi się bardzo przykro, ale on wiedział, że było inaczej. Za dużo wie.
-Po prostu zrozum, że ten człowiek krzywdził mnie przez 7 lat, jak mam się go nie bać? Kilka razy się sprzeciwiłam i spotkała mnie sroga kara za to. Jeff… ja nie potrafię być nikim innym niż „cholerną darmową dziwką” tego człowieka, wybacz.
            Widział zrezygnowanie w moich oczach. Nigdy tego nie pojmie, ma chłopak szczęście. Nigdy nie zrozumie jak to jest być poniżanym przez prawie połowę życia… nigdy.
-Chcę tylko, żeby twoje życie w końcu zaczęło nabierać lepszych barw Su.
-I owszem, nabiera, dzięki tobie. Bo w końcu… w końcu ktoś mnie kocha, kogoś kocham ja i ktoś mi poprawia humor, ktoś mnie przytula. Tyle mi w zupełności starczy.
-Ale ja nie chce, żebyś przez niego cierpiała.
-Nie zmienisz tego człowieka. Nie zmusisz mnie do ucieczki, po prostu nie umiem.
-I do końca życia zamierzasz mu ulegać?
-Tak… nie, nie wiem!
-Su…
-Po prostu wiem, jak się kończy każde „nie”.
-Ucieknijmy stąd, będziemy żyć we dwoje, damy sobie jakoś radę.
-Nie.
            Uciekłabym z nim, ale nie teraz, nie za miesiąc, nie za rok. Nie wiem dokładnie za ile… za jak długo uzyskam odpowiedź na nurtujące mnie pytanie „Czy ty mnie naprawdę kochasz?” Głupia jestem… jest dla mnie najbliższą osobą, a nie potrafię mu na tyle zaufać, żeby z nim wyjechać do LA. Może… boję się tego, że zauroczy go tam jakaś długonoga laska i mnie zostawi samą… chyba tego się bałam.


-Zostawiłem cię tylko na chwilę!
-Te kilka minut w zupełności mi wystarczyło jak widać.
-Zamierzasz wrócić?
-Tak.
-Su, kochanie…
-Jeff, tak będzie lepiej. Zrozum im wcześniej, tym lepiej.
-Nie pozwolę ci!
-Zamierzasz mnie tu więzić?! I tak będę musiała wrócić do domu. Jak wrócę teraz, to nie będzie aż tak boleć, jakbym zawitała w domu za dwa dni. Wiem, że chcesz dobrze, ale nie znasz Teda tak jak ja i tym lepiej dla ciebie. Poza tym, może też dorwać ciebie, a nie wybaczę sobie, jak coś ci zrobi.
-Nie pozwolę na to, żeby ten człowiek cię krzywdził!
-Wiem Jeffy, wiem…
            Uśmiechnęłam się lekko i odłożyłam plecak na bok. Podeszłam do niego niepewnie. Objęłam go w pasie i wtuliłam głowę w jego klatkę piersiową. Z czułością głaskał mnie po włosach i całował w czubek głowy. Podniosłam ją i spojrzałam mu w oczy. Były przepełnione smutkiem, kiedy zwykle płonęły ciepłem i radością. Pogłaskałam go po policzku… chciałam uciec, nie pozwolił mi na to. Przytrzymał moją dłoń przy swojej twarzy i zaczął ją całować. Było przyjemne, ale… wolałam, żeby całował mnie gdzie indziej. Po chwili leżałam na łóżku, on klęczał nade mną… Przyłożyłam ręce do jego piersi i zacisnęłam pięści na jego koszuli. Muskał moje usta nieziemsko! Nawet nie wiem, kiedy zaczęłam rozpinać guziczki… jeden… drugi i ten niepotrzebny materiał zakrywający jego tors poszybował gdzieś tam dalekooo. Było mi wspaniale, kiedy kreślił kółeczka językiem na mojej szyi. Złapał za końce mojej koszulki… czekał na pozwolenie. Powoli usiadłam i podniosłam ręce. Szybko się jej pozbył. Widział mnie już nie raz w staniku, ale jego mimika uświadamiała mnie, że jest strasznie głodny, spragniony… pożąda mnie? Sięgnęłam do zapięcia i uwolniłam swój biust. Teraz był prawie spełniony, co mnie trochę rozbawiło. Nie miał okazji jeszcze podziwiać, że tak powiem, moich walorów, które najwyraźniej się mu podobały, aż dziwne… Siedziałam przed nim do połowy naga, tylko się wpatrywał, przeszywał wzrokiem, a ja czekałam na przejęcie przez niego jakiejkolwiek inicjatywy. Niedoczekanie… Złapałam go za dłoń i przyłożyłam do piersi. Jeffy wziął głęboki wdech, był zaskoczony? Powoli zaczął drażnić mój sutek. Z każdą chwilą coraz śmielej. Pchnęłam go za ramię, wykonał polecenie posłusznie. Hipnotyzowałam go wzrokiem i uśmiechem, a on odpływał coraz to bardziej. Zaczęłam obsypywać pocałunkami jego tors. Lizałam go i delikatnie szczypałam zębami. Isbell przeturlał się i postanowił się odwdzięczyć tym samym. Robił to z wielką pasją. Wplotłam ręce w jego włosy. Były przyjemne w dotyku. Gładkie jak jedwab… Odpięłam sprzączkę od paska, guzik, a resztę wykonał sam. Niestety musiał wstać ze mnie, żeby ściągnąć jeansy. Śpieszył się. Zaśmiałam się, kiedy widziałam, jak walczył z nogawkami. Klęknął nade mną ponownie, był szczęśliwy a ja razem z nim tonęłam w tym uczuciu. Złączył nasze usta… schodził coraz niżej… zaczęłam się podniecać…a może już dawno ten etap się rozpoczął, nie wiem, nie pamiętam, nie zwracam na to uwagi, nie jest to istotne, nie…
-Su… na pewno?
-Ufam ci.
            Znów odczułam chłód otaczający moje ciało. Jeff rozbierał mnie do końca, powoli, nie śpieszył się, może bał się, że się w pewnym momencie znów rozmyślę, ale nie… nie teraz. Ugięłam nogi w kolanach i rozłożyłam je, pozwalając na to, żeby położył się miedzy nimi.
-Jeszcze nie jest za późno.
-Nie śpiesz się Jeff… Kocham cię.
            Objęłam jego kark i pocałowałam namiętnie. Oderwał się na chwilę. Zmierzył mnie badawczym wzrokiem i uśmiechnął się.
-Gumka…
-Biorę tabletki, spokojnie…
            Można by nazwać to moim pierwszym razem… chciałam, żeby to był pierwszy raz, niestety nie był. Nie wyobrażałam go sobie w ten sposób, ale i tak był doskonały, przyjemny… kochałam się z miłości i to chyba najważniejsze. Uprawiałam seks z osoba, którą kocham, szanuję, ufam… osobą, która odwzajemnia moje uczucia. Nie ma takich słów, żeby opisać, jak wtedy się czułam. Wspaniale, nie oddaje całego obrazu. Długo po tym leżeliśmy wtuleni w siebie, zasnęliśmy? Nie pamiętam… może wtedy byłam w zupełnie innym świecie i nic dla mnie nie miało głębszego znaczenia?


-Gdzie się szwendasz o tej porze?! Słyszysz mnie?!
-Tak! Słyszę!
            Rzuciłam swoją skórzaną kurtkę na wieszak, licząc na to, że nie spadnie. Cóż… podłoga też jest dobrym miejscem. Wyminęłam ojczyma i pobiegłam po schodach d swojego pokoju. Zamykałam drzwi, ale ten pieprzony dupek musiał dołożyć swoje dwa grosze i udawać wzorowego rodzica przed moją matką, której swoją drogą też nienawidzę. Podparłam biodra rękoma i czekałam na dłuugą mowę wychowawczą, z której nic nie zapamiętam… nie zamierzam nawet słuchać.
-Jest już…
-Do rzeczy, ok.?! Jestem padnięta!
-Jak ty się do mnie odzywasz… młoda damo?!
-Tak jak ty do mnie, kiedy nie ma matki w domu! Co? Czego się boisz? Śmiało, uderz mnie, zgwałć! Czemu tego nie zrobisz?! Wstydzisz się przy mojej matce?! Ale czemu? Dlatego, że mam młodsze ciało od niej? Nie… chwila… boisz się jej. Wstydzisz się tego, że ktoś się dowie, że posuwasz jej córkę!
-Nie wydzieraj się tak!
            Zamknął za sobą drzwi. Naprawdę się bał, że matka się obudzi, albo cokolwiek usłyszy.
-Podobno lubisz, jak krzyczę, więc czemu mam teraz przestać, co?
            Gotowała się w nim złość. Robił się czerwony. Moja samoocena nieźle podskoczyła. Zastanawiam się tylko, co mi zrobi za to, że jestem taaakaaa niegrzeczna. Zaśmiałam się. Ściągnęłam swoją koszulę i rzuciłam na krzesło. Odpięłam guzik rozporek… pozbyłam się spodni.
-Weź mnie. Tu i teraz.
            Rozłożyłam ręce i czekałam na jego reakcję. Oh, bardzo go zdenerwowałam, bardzo. Po prostu wyszedł.


-Co to były za krzyki w nocy?
            Do kuchni weszła moja kochana mamusia. Nie odezwałam się, jadła swoje płatki. Nie… po prostu pozwoliłam się tłumaczyć Tedowi, ten to miał zawsze dobre pomysły i bujną wyobraźnię.
-Twoja córka po prostu przyszła późno w nocy. Nawalona.
-No tak, żeby tylko nawalona. Ted, nie zapomnij o tym, że również byłam naćpana i półnaga!
-Su, zachowuj się!
-Zachowuj się, nie przeklinaj, nie pij, nie pal, nie bzykaj się ze swoim chłopakiem, nie…
-Że co?!
-Kurwa! Wiem! Stwórzcie mi jeszcze mój własny pieprzony dekalog! Tak, tego mi właśnie trzeba! Albo po prostu zamknijcie w piwnicy i nigdzie nie pozwalajcie mi wychodzić! Co tam sobie chcecie!
            Uwielbiałam być tą złą córeczką tatusia. Wstałam od stołu, odłożyłam swoją miske do zlewu.
-Dziękuję za pyszne śniadanko Ted. Cześć!
            I wyszłam ociekając dumą z tego okropnego domu. Nikt nie odważył się mnie zatrzymać, odezwać… czyżby się mnie bali?


-Witaj słońce.
-Witaj!
            Rzuciłam się mu na szyję, prawie przewracając nas obu. Jeff się zaśmiał i zaczął mnie całować. Widzieliśmy się kilka godzin wcześniej, ale dla nas obu to i tak strasznie dużo.
-Coś ty taka uradowana, co? Tylko mi nie mów, że masz kogoś na boku.
-No oczywiście, że mam! Chowam tego przystojniaka u siebie w szafie.
-U siebie w szafie powiadasz?
-Yhym. Jest wysoki… ma ciemne włosy… brązowe tęczówki, za którymi po prostu szaleję i najcudowniejszy uśmiech na świecie i…
-Su, robię się zazdrosny.
-… uwielbiam się z nim kochać.
            Szepnęłam mu ostatnie zdanie na ucho i przygryzłam je delikatnie. Zachichotałam, a on nadal miał poważną minę!
-No weź! Na żartach się nie znasz?! Przecież mówię tu o tobie!
-No wiem, wiem.
-Jeffy… chyba nic by się nie stało, gdybyśmy pomylili drogę do szkoły prawda?
-Co ty znów kombinujesz?
-Mam na ciebie ochotę…
-Naprawdę?
-Yhym…
            Nie trzeba było go długo namawiać. Też nie należał do osób, które kochają się nudzić w szkole. Poszliśmy sobie w ciche miejsce. Był słoneczny i w miarę ciepły dzień. Udaliśmy się  do parku. O tej porze nie ma w nim dużo ludzi, więc otaczała nas cisza. Usiedliśmy sobie pod drzewem. Położyłam głowę na nogach Jeffa i wsłuchiwałam się w jego cichy, uspakajający śpiew. Przeczesywał moje włosy…
-Su… musimy poważnie pogadać.
-To mów.
            Przewróciłam się na plecy i uśmiechnęłam się. Był taki pochmurny… niepodobne to do niego.
-To będzie poważna sprawa.
-Ehh…
            Usiadłam naprzeciwko niego po turecku. Isbell złapał mnie za dłonie i ściskał moje palce nerwowo.
-Co się dzieje?
-Jak skończę szkołę, to chcę stąd wyjechać… chcę spróbować szczęścia i znaleźć jakiś zespół i…
-Nie bądź śmieszny, ok.? Doskonale wiesz, że ciężko jest się wybić z garażu.
-Nie wierzysz we mnie?
-Wierzę, tylko… no wiesz, nie chcę, żebyś potem się załamał i…
-Jeśli nie spróbuję, to się nie przekonam.
-Wiem, ale… myślałam, że zostaniemy ze sobą razem na zawsze… albo troszkę krócej i…
-Przecież możesz jechać ze mną.
-Ty znów swoje. Już mówiłam, że nie mogę, jestem niepełnoletnia, ale za rok… za rok może przekonam się do tej myśli…
-Nie chcę cię tu zostawiać.
-Jeff… nie tylko mnie tu zostawisz. Będzie tu Bill, twoi rodzice, kumple…
-Ty jesteś najważniejsza. Pojedź ze mną.
-Nie, ja… chciałabym, ale… chyba bym nie potrafiła tego zrobić. Po prostu nie jestem tak odważna jak ty.
-Przecież będziesz tam ze mną i…
-A zastanawiałeś się nad tym, gdzie będziesz mieszkać, co będziesz jeść… nie masz przecież pieniędzy…
-Przecież to nie problem.
-Teraz ci się tak wydaje, że to nie problem.
-Słońce…
-Po prostu mnie tu zostaw i szukaj szczęścia w świecie muzyki. Powodzenia…
-Rzecz w tym…
-Mną się nie przejmuj.
-… że nie chcę cię opuszczać…
-Jeff, twoje szczęście jest dla mnie ważniejsze.
-A ty jesteś dla mnie naj…
-Błagam cię.
-Ja ciebie też. Nie chce już o tym mówić.
-Ale…
-Mam jeszcze trochę czasu do namysłu. Więc… pan Isbell musi się baaardzooo postarać, żeby mnie przekonać.



            Jeffowi bardzo dobrze wychodziło przekonywanie mnie. Był w tym naprawdę świetny! Po każdym naszym stosunku nie miałam ochoty go opuszczać i zostać z nim na zawsze… kiedy przekraczałam próg jego pokoju, magia pryskała. Nadal czułam się fantastycznie, ale… tak jakoś dziwnie. Przechodząc przez te pieprzone drzwi, miałam wrażenie, że jakaś część mnie została z nim. Ten uśmiech, ogromna radość… wszystko, co dobre. Próbowałam sobie wyobrazić to życie bez niego. Przecież nie dam rady, zabiję się, jak stąd wyjedzie. Jestem uzależniona on Isbella. Może to tylko przez to, że czekała mnie w domu kolejna kłótnia, szlaban, kara i cokolwiek jeszcze przyjdzie do głowy moim stary, żeby zgnoić mi życie.
            Poszedł za mną do pokoju, zupełnie nie wiem, po co. Jego krzyki były jakieś takie ciche… po pewnym czasie go nie słyszałam. Wyłączyłam opcje uszy i cieszyłam się z tego, co go jeszcze bardziej przyprawiało o złość. Rzuciłam plecak w kąt pokoju i oparłam się o parapet. Patrzyłam się na ojczyma z błogim spokojem i czekałam, aż jego usta przestaną się ruszać, a osobnik, którego szczerze nienawidzę, zamknie drzwi z drugiej strony. Bardzo mi się ostatnio podobała pewna zabawa w wymyślanie bzdurnego monologu, gdy ktoś coś do mnie mówił, a ja udawałam, że słucham. Zwykle kończyło się to śmiechem… nie zwykle, zawsze.
-Nie śmiej się do jasnej cholery?!
            Chyb a jeszcze nikt nie zauważył, że to nic nie daje, wręcz przeciwnie. Wybuchnęłam jeszcze większym śmiechem, a on podszedł do mnie. Ścisnął moje policzki i groźnie gapił się w moje oczy. To też nie pomogło… Spoliczkował mnie i pchnął na łóżko. Codzienny rytuał właśnie się rozpoczął! Ze złością rozpiął swój pasek, ja w tym czasie usiadłam i chciałam sobie pójść, bo przestało mnie to bawić. Nie pozwolił mi. Chwycił mnie za ramiona i postawił do pionu. Zdarł ze mnie koszulkę. Błądził swoimi obrzydliwymi ustami po moim dekolcie. Stanik po chwili wylądował na podłodze, ja na łóżku, moje spodnie na krześle… Ogólnie byłam w złej sytuacji. Nie miałam na to najmniejszej ochoty. Powiedzmy szczerze… Ted nie był jakiś lekki, więc miałam prawo mieć problemy z oddychaniem, gdy przygniatał mnie swoim ciałem… Niech zrobi to, co chce i niech spierdala! Od spełnienia dzieliły go tylko moje majtki… tylko… Przymknęłam oczy i usiłowałam uciec z tego miejsca, bo zaczęło się robić nieciekawie…
            Poczułam chłód na swoim ciele. Przeraziłam się. Ted szybko wstał i wpatrywał się z wielkim znakiem zapytania w stronę drzwi… pewnie dlatego, że stała w nich moja matka i miała podobny wyraz twarzy.
-Ted…
            Zaczęła niepewnie. W szybkim tempie zaczęłam się ubierać. Ta kobieta zaczęła się na mnie groźnie patrzyć, jak nie wiem, co bym jej zrobiła!
-Su, jak śmiałaś?! Jak mogłaś… przecież…
-Mamo! Oszalałaś?! Sądzisz, że ja bym mogła… z nim?!
-To co to miało znaczyć?!
            Podparła swoje biodra. Nie wierzyła mi. Wolała sobie wmawiać, że zaciągnęłam JEJ faceta do łóżka, no ta… jestem zła.
-To  było wbrew mojej woli!
-Su nie udawaj, że nie chciałaś się ze mną pieprzyć! Nie wmawiaj tego swoje matce!
-Wynoś się z tego domu szmato!
-Mamo, to naprawdę nie tak! To on.. to on o 7 lat  mnie molestuje, nie mogłam ci tego mówić, bo mnie straszył, poza tym, co byś sobie o mnie myślała… on codziennie mnie gwałci, a ja… ja nie mogę się sprzeciwić. Jak sądzisz, od czego mam te siniaki?! Myślisz, ze spadłam z roweru, czy…
-Zamknij mordę gówniaro! Ona kłamie, nie wierz jej! Od początku na mnie leciała i…
-Leciałam na ciebie?!
-Obydwoje się kurwa zamknijcie do jasnej cholery! Su, jesteś przecież moją córką, jak mogłaś?!
-Jak mogłam?! Wierzysz jemu, a nie własnemu dziecku?!
            Zapadła niezręczna cisza. Matka przenosiła wzrok ze mnie na niego i tak w kółko. Domyślam się, co się działo w jej głowie, jakie pytania krążyły… pewnie nie sądziła, że przez te 7 lat usługiwała potworowi, urodziła mu dziecko… chyba wygrałam! Pierwszy raz w życiu coś wygrałam! Rzuciła się na tego swojego mężczyznę, zatkało mnie, nie widziałam jej nigdy w takim szale. Ted jeszcze przez chwile usiłował się bronić słowem, bo „nigdy nie podniósł i nie podniesie ręki na kobietę” – jak często mawiał. Jeszcze przez chwilę usiłował ją od siebie delikatnie odepchnąć, ale nie dawała za wygraną. Nie wiedziałam, że ona zna tyle brzydkich słów, byłam pod wrażeniem! Szarpali się, Ted ją spoliczkował, ale to też nie pomogło, więc uderzył ją mocniej. Straciła na chwilę równowagę, zachwiała się. Ponowił cios. Upadając uderzyła głową o kant mojego biurka… Całą akcję widziałam jakby w zwolnionym tempie… upadła na podłogę… szepnęła coś… ojczym wytarł pot z czoła i czekał, aż jego żona się podniesie, ale ona się nawet nie poruszyła…

6 komentarzy:

  1. No w koncu mogę skomentowac, bo wczesniej, jakoś mi sie nie chciało, ale dobra nie wazne.
    Czy to juz koniec tego opowiadania? A jak koniec to dlaczego w takim momencie! Ja no w sumie kiedys poswówałam pomysł, aby matka Su sie dowiedziała o wszystkim, ale nie miało się tak to skonczyc.. i w sumie to Su by mogła zawinąc mantaki i wyjechac z Jeffem.. Hmm no i z tego, co sobie przypominam, to w prologu były coś chyba, że Su była pacjentką zakładu psychiatrycznego (jak to nie Twoje opowiadanie, to wielkie przepraszam. Miesza mi sie wszystko juz) no i tak sie zastanawiam... jakim cudem tam trafiła? Hmm no bo czemu to wiem, bo majac takie zycie to wiadomo..

    OdpowiedzUsuń
  2. nn na http://sometimes-loves-better-off-dead.blog.onet.pl/wreszcie :P , zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. nn na http://slodki-sen-rock-n-rolla.blog.onet.pl/ zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. nn na http://sometimes-loves-better-off-dead.blog.onet.pl/ zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Swietny blog. coraz lepiej wygląda ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. ulala ; D . ładnie tu :D . za każdym razem ten wygląd bloga jest co raz lepszy .

    btw nowy rozdział na http://slodki-sen-rock-n-rolla.blog.onet.pl/ zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń